google0d32ab1f75dbe813.html

WAMP - Sieniawa - reportaże i wspomnienia

Przejdź do treści

Menu główne:

Reportaże, artykuły > Gazeta Sądowa > 2007

Nie samym prawem...



Prawnicy i Muzy


XV Warsztaty Artystyczne Prawników czyli Mikołajki Artystyczne – Sieniawa 2007


Warsztaty Artystyczne Młodzieży Prawniczej (i nie tylko młodzieży)
mają już swoją znaczącą historię liczącą kilkanaście lat.
Bywały imprezy mniej lub bardziej udane ale odbywały się rokrocznie
i to w tym samym czasie – w bliskości Święta Niepodległości, czyli 11 listopada.
Śledzę tę ciekawą imprezę od 2000 roku i mam wiele doń sentymentu.
Ilekroć byłem na Warsztatach, zawsze w reportażach zamieszczanych później
na łamach naszego czasopisma starałem się oddać klimat, a przede wszystkim przedstawić
pozaprawnicze zainteresowania ich uczestników, dokonania artystyczne
oraz zamierzenia w tym względzie na przyszłość.
Dwa lata temu, staram się nie dociekać przyczyn, listopadowa impreza prawniczo-artystyczna
nie odbyła się, zaś w 2006 roku miała miejsce w Pszczynie, choć w bardzo okrojonym
– jeśli chodzi o liczbę uczestników – kształcie.



Tym razem zaszczyt zorganizowania kolejnego WAMP spadł (dosłownie) na barki kilku pasjonatów z rzeszowskiego środowiska prawniczego oraz ich przyjaciół. Całością przygotowań kierowali: obecny prezes Oddziału w Rzeszowie ZPP, prokurator Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie Stanisław Rokita oraz wieloletni prezes tego oddziału i sędzia Sądu Okręgowego w Rzeszowie Janusz Solecki, a także rzeczoznawca i biegły sądowy, inż. Andrzej Lubas.
Ze względu na to, że decyzja o organizacji imprezy właśnie przez nich zapadła dość późno, nie udało się załatwić lokum w tradycyjnym, to znaczy listopadowym, czasie. I właściwie to dobrze się stało, bo okazało się, że pogoda w grudniu okazała się bardziej łaskawa.
I w ten oto sposób dotarłem do miejsca, w którym mogę rozpocząć moją opowieść o tym wszystkim, co wydarzyło się w Sieniawie. Przede wszystkim chciałbym poinformować, iż w mojej karierze obieżyświata poczesne miejsce zajmują ciekawe zakątki Polski. Jednak, jak dotąd, nie miałem przyjemności bycia w tym miejscu ojczystego kraju. Owszem, na początku lat dziewięćdziesiątych przejeżdżałem „maluchem” niedaleko, zdążając po duchowe wsparcie do jednego z przemyskich klasztorów (tak, tak – tak też można spędzać urlop), ale jechałem „z duszą na ramieniu” bo zaledwie kilkanaście dni po huraganie, który spustoszył tamtejsze lasy, co widziałem na własne oczy.
Tym razem wybrałem inny środek lokomocji, pociąg pospieszny relacji Warszawa Zachodnia – Przemyśl, którym – o dziwo – w zupełnie przyzwoitych warunkach i dość szybko dotarłem do Jarosławia, by następnie pełnym młodzieży wracającej ze szkół autobusem, przemieścić się w ciągu nieco ponad pół godziny do Sieniawy.
Gdy dotarłem do bramy wiodącej poprzez piękny, choć bezlistny już park, do pałacu, ujrzałem niecodzienny widok. Oto droga usiana była licznymi lampami umieszczonymi bezpośrednio w ziemi co sprawiało wrażenie pasa startowego lotniska. I tak też witany był każdy z przyjeżdżających do pałacu gości. A w czwartkowy wieczór, 6 grudnia, byli to uczestnicy XV Warsztatów Artystycznych Młodzieży Prawniczej (i nie tylko), tym razem pod szyldem – Mikołajki Artystyczne.
Przyjeżdżający, nieraz z bardzo daleka, po zakwaterowaniu w ładnych i przestronnych pokojach hotelowych (dawniej zwanych komnatami), mieli możliwość zjedzenia gorącego posiłku, by mieć siły do twórczej działalności, którą organizatorzy nazwali: „Zrób Mikołaja, czyli zrób sobie i innym przyjemność – nocne zajęcia twórcze”. I tak, spontanicznie, bez zadęcia na tzw. wielką sztukę, uczestnicy rozpoczęli prezentację „twórczości wszelakiej” – jak to zaznaczono w programie imprezy, która miała trwać aż do niedzielnego poranka.

Faworki i nalewka


Pierwsza prezentacja stała się jedną z najciekawszych, jakie miały miejsce podczas trwania Warsztatów. Otóż, po kilku latach bytności na tej imprezie w charakterze kibiców, swoje mocne wejście zaznaczyła para prokuratorów krajowych: . Nawiązując do mikołajkowej tradycji przygotowali ogromną ilość pysznych faworków, w niektórych regionach Polski zwanych chrustem, a do tego można było wypróbować kilka, w różnych smakach i... mocy, domowych nalewek – oczywiście w ilościach symbolicznych, degustacyjnych. Pyszności! Ale nie tylko liczyła się konsumpcja. Można było bowiem skonsultować z „producentami” zarówno technologię wykonania, jak też zalety zdrowotne, czy wskazania medyczne na określone przypadłości poszczególnych nalewek.
W tak zwanym międzyczasie do dosiadali kolejni, przybywający na imprezę goście. I tak karawaną złożoną z busa i kilku samochodów osobowych przybyła silna ekipa ze Śląska z legendą Warsztatów – mecenasem Andrzejem Josse na czele, wspomagana przez przedstawicieli Ziemi Lubuskiej i Dolnego Śląska. Nie wszyscy uczestnicy mogli (czy też chcieli) przyjechać własnymi środkami lokomocji, więc trzeba było posłać umyślnych po nich na stację kolejową w Przeworsku, oddaloną o kilkanaście kilometrów od sieniawskiego pałacu. W ten sposób dotarł na miejsce m.in. sędzia Marek Czecharowski – także jeden z pomysłodawców WAMP.
Wspomniane kilka akapitów wcześniej nocne zajęcia twórcze odbyły się już w bardziej kameralnych warunkach; nie na sali biesiadnej, lecz w kilku pokojach hotelowych na terenie pałacu. Niestety, nie uczestniczyłem w tych ciekawych wydarzeniach z powodu zmęczenia podróżą, a także emocjami związanymi z pierwszym punktem programu – wystawną kolacją i pierwszą prezentacją.

Galopem po Galicji


Piątkowy poranek przywitał uczestników Warsztatów dość ładną jak na grudzień pogodą. W programie przedpołudniowym organizatorzy zaproponowali autokarową wycieczkę do Leżajska i Łańcuta. Wycieczka zapowiadała się bardzo atrakcyjnie i taka się okazała w rzeczywistości.
Pierwszym miejscem, w którym się zatrzymaliśmy, był . Ten zabytkowy obiekt został wybudowany w latach 1618-1628 a fundatorami byli: marszałek wielki koronny Łukasz Opaliński wraz z żoną Anną.
Bazylika Zwiastowania Najświętszej Marii Panny i klasztor bernardynów w Leżajsku są jednym z najcenniejszych zabytków architektury kościelnej z pogranicza renesansu i baroku. Wnętrze bazyliki leżajskiej wypełnia aż dziewiętnaście ołtarzy bocznych, powstałych na przestrzeni XVII-XVIII wieku. Dają one przegląd artystycznie bogatej twórczości snycerskiej. Wśród obrazów ołtarzowych szczególnie cenny jest obraz Zwiastowania NMP w ołtarzu głównym, wykonany przez Franciszka Lekszyckiego i obraz „Renesansowa Madonna” Szymona Hermanowicza, według grafiki Albrechta Dürera, znajdujący się w zakrystii (pierwsza połowa XVII wieku). Splendoru bazylice leżajskiej dodają stalle o wyjątkowej ornamentyce, wykonane w latach 1642-1648.
W leżajskiej bazylice znajdują się będące nie tylko unikalnym na skalę światową zabytkiem, ale także znakomitym instrumentem wirtuozowskim. Organy te stanowią jeden z najcenniejszych w Europie zabytków sztuki w zakresie budowy i zdobnictwa tego instrumentu. Pochodzą z drugiej połowy XVII wieku. Leżajskie organy to trzy samodzielne instrumenty. W nawach bocznych zbudowane zostały mniejsze instrumenty, a w nawie głównej największy. Organy mają trakturę mechaniczną (system przenoszenia dźwięków pomiędzy klawiszem a zaworami sterującymi poszczególnymi piszczałkami) i razem siedemdziesiąt pięć głosów. Wyposażone są ponadto w urządzenia dodatkowe jak: kukułka, bęben (tympan), ptaszki, czy też efekt Horribile (mający wywołać przerażenie wśród słuchających), który tworzy dziesięć piszczałek umieszczonych na bocznych filarach bazyliki. Organy te posiadają też pełny głos 32'. Ten głos o prawie dziesięciometrowych piszczałkach wydaje dźwięk o częstotliwości ok. 16 Hz i jest to charakterystyczna potęga leżajskiego instrumentu. Dźwięków tych prawie się nie słyszy ale czuje ich potężną energię. Cztery szafy organów głównych połączone z dekoracją chóru stanowią monumentalną fasadę wypełniającą zachodnią ścianę bazyliki aż po sklepienie. Organy główne mają w ten sposób 15 metrów wysokości i 7,5 metra szerokości – jednak kompozycja architektoniczna prospektu łączy je nierozerwalnie również z dwoma sąsiednimi instrumentami w nawach bocznych, tworząc jeden monumentalny zespół organowy, na którym – jedynym w świecie – może grać trzech organistów równocześnie.
Mogliśmy podziwiać możliwości brzmieniowe tego instrumentu podczas dwudziestominutowego koncertu w wykonaniu miejscowego organisty Romana Chorzępy, liczącego – bagatela – dziewięćdziesiąt trzy lata, ale jak grającego! Była to prawdziwa uczta artystyczna.
Kolejnym miejscem jaki odwiedziliśmy był . Wzniesiony został na polecenie Stanisława Lubomirskiego w latach 1629-1642. Była to wówczas nowoczesna rezydencja typu palazzo in fortezza, składająca się z budynku mieszkalnego z wieżami w narożach, otoczonego fortyfikacjami bastionowymi.
W drugiej połowie XVIII wieku, ówczesna właścicielka Łańcuta, Izabella z Czartoryskich Lubomirska przekształciła fortecę w zespół pałacowo-parkowy. Pałac wypełnił się znakomitymi dziełami sztuki. W latach siedemdziesiątych XVIII wieku rozpoczęto kształtowanie parku otaczającego zamek. Po zniwelowaniu przedwałów, usytuowanych wzdłuż drogi krytej obiegającej fosę, zasadzono lipy i w ten sposób utworzono aleję spacerową. Pod koniec XVIII wieku Łańcut należał do najwspanialszych rezydencji w Polsce. Kwitło tutaj życie muzyczne i teatralne, bywało wielu znakomitych gości.
W 1816 r. po śmierci księżnej Lubomirskiej, cała posiadłość stała się własnością jej wnuka Alfreda I Potockiego, który utworzył tutaj w 1830 r. ordynację (czyli majętność nie podlegającą podziałowi). Dalsze losy zespołu pałacowo-parkowego były zmienne. W latach 1889-1911 przeprowadzono w zamku generalny remont połączony z przebudową która objęła wszystkie kondygnacje. Założono m.in. instalację wodociągową i kanalizację oraz zelektryfikowano cały zamek. Powstała wtedy większość istniejących do dnia dzisiejszego wnętrz. Elewacje przekształcono w stylu neobaroku francuskiego.
Po tej gruntownej przebudowie i modernizacji, łańcucki zespół pałacowo-parkowy stał się jedną z najbardziej luksusowych rezydencji w Europie kontynentalnej. Bywali tu przedstawiciele rodów królewskich, arystokracja polska i zagraniczna oraz politycy. Podejmowano tutaj m.in. króla rumuńskiego Ferdynanda z małżonką oraz Jerzego księcia Kentu z żoną i przyjaciółmi. W 1944 roku ostatni ordynat musiał opuścić Łańcut zabierając przy okazji do Szwajcarii prawie dziesięć wagonów towarowych pałacowych dóbr.
Niestety, na zwiedzających pałac czeka zakaz fotografowania wnętrz, skrupulatnie przestrzegany przez liczną rzeszę salowych, stąd czytelnicy muszą uwierzyć na słowo, że warto jest obejrzeć tę architektoniczną perełkę.
Ostatnim punktem programu wycieczki było zwiedzenie niedużego, acz bogato wyposażonego Muzeum Gorzelnictwa zlokalizowano w klasycystycznym dworku, znajdującym się na terenie Fabryki Wódek w Łańcucie.
W aranżowanych w stylu i duchu końca XIX wieku wnętrzach muzeum możemy poznać stare fotografie, dawne dokumenty, dyplomy, niegdysiejsze etykiety, zachowane butelki o bardzo nieraz wyszukanych kształtach, cenniki, kielichy degustacyjne, wreszcie stare maszyny. Na makietach można prześledzić cały proces pracy przy ciągu rozlewniczym. Ekspozycji dopełnia kolekcja dzisiaj produkowanych alkoholi, które można – oczywiście w umiarkowanych ilościach – zakosztować.
Pełni wrażeń powróciliśmy późnym popołudniem do sieniawskiego pałacu, gdzie przecież czekały dalsze atrakcje. Jedną z nich była

wystawa prac fotograficznych Danuty Witkowskiej.


Ta poznańska artystka-fotografik przywiozła ponad dwadzieścia fotogramów, stanowiących część ekspozycji zatytułowanej „Domine, ivimus – Panie, przyszliśmy”, która jest plonem jej pobytu w Ziemi Świętej. Każde ze zdjęć, wykonane z techniczną perfekcją, ukazuje biblijne miejsca osadzone w teraźniejszości, w klimacie pewnej zadumy i duchowości. Chciałbym w tym miejscu przypomnieć, że w Gazecie Sądowej nr 1 (151) ze stycznia 2007 roku ukazał się reportaż z wernisażu wystawy fotograficznej pod wyżej wymienionym tytułem, jaki odbył się w bydgoskim Muzeum Wolności i Solidarności. Tam też zamieściłem refleksje artystki dotyczące przeżyć, jakie ją dotknęły podczas pobytu w Ziemi Świętej.
W innym miejscu sali, w której dominantą były , można było obejrzeć także kilkanaście reprodukcji prac malarskich sędziego Wojciecha Cyruliczka. Niestety, nie mógł on osobiście uczestniczyć w Warsztatach ze względu na stan zdrowia (przebywał w tym czasie na szpitalnej rehabilitacji), niemniej jednak dał słowo, że na kolejną imprezę przyjedzie.
Obok znalazły się również inne prace fotograficzne – pejzaże i zdjęcia reportażowe (te ostatnie – moje) z pobytu w Indonezji.
I to byłyby wszystkie dokonania malarsko-fotograficzne, jakie zostały pokazane w Sieniawie. Trochę mało! Zawiedli przede wszystkim malarze, a skądinąd wiadomo, że wśród polskich prawników jest kilkadziesiąt osób parających się tą dziedziną sztuki. Chyba nie zawiodła organizacja imprezy. Zaproszenia zostały wysłane do wszystkich znanych z poprzednich WAMP malujących. Niestety, część odmówiła z powodu zbyt późnego terminu imprezy, część z powodu braku czasu, a jeszcze inni po prostu nie odpowiedzieli na zaproszenie.
Jaka jest rada na przyszłość? Może warto już teraz, na początku roku, zdopingować zarówno Zarząd Główny, jak też poszczególne oddziały Zrzeszenia Prawników Polskich do poszukania w swoich środowiskach prawników parających się w wolnych chwilach różnymi dziedzinami sztuki i zainteresowania ich ideą listopadowych, czy też grudniowych spotkań.

Salonowe gierki, czyli... wszystko gra!


Piątkowy wieczór to przede wszystkim estetyczne doznania związane z muzyką. Ta grupa prawników-artystów, preferująca bemole i krzyżyki, była najsilniej obsadzona. A zaczęło się od mocnego akordu. Oto do sieniawskiego pałacu przyjechała z Rzeszowa . Nie wszyscy grający w niej muzycy byli prawnikami. Ale wystarczy, że na saksofonie altowym grał sędzia Janusz Solecki, spiritus movens Mikołajek Artystycznych, zaś na banjo jego „prawa ręka” – inż. Andrzej Lubas (ach, ten jego Mały Żigolo!), by uznać wspomniany zespół jako „swój”. A grali naprawdę dobrze! Standardy jazzowe w ich wykonaniu brzmiały soczyście i czysto, zaś popisy wirtuozowskie grającego na fortepianie lidera zespołu Tadeusza Inglota wprawiły w trans wszystkich słuchaczy.
Kolejny punkt programu tego wieczoru wypełniły siostry (tajna broń prawniczego środowiska śląskiego). Lucyna – aplikantka radcowska w OIRP Katowice pokazała „lwi pazur” jako uzdolniona (i solidnie wykształcona muzycznie) pianistka. Jej nieco młodsza siostra – Anna, pracująca obecnie jako tłumacz języka włoskiego, ukazała zgromadzonym słuchaczom nie tylko wielki wdzięk, ale równie wielką biegłość w grze na skrzypcach. Obie siostry dały nieprawdopodobny koncert, w którym znalazły się utwory z repertuaru klasycznego. Mnie osobiście najbardziej ujęło wykonanie Kaprysu Grażyny Bacewicz, kompozycji nawiązującej w linii melodycznej do tradycyjnej polskiej muzyki ludowej, a jednocześnie najeżonej trudnościami technicznymi i wymagającej iście cyrkowej zręczności grającego skrzypka. Ania wywiązała się z tych trudów znakomicie, zaś Lucyna dotrzymała jej kroku jako akompaniatorka. Gra siostrzanego duetu wprawiła słuchaczy w zachwyt, czego dowodem było bisowanie wspomnianego wyżej utworu.
Przyszedł następnie czas na prezentacje wokalne. I tak, jako pierwsza wystąpiła znana w kręgach związanych z WAMP, ale nie tylko, radca prawny z Katowic . Akompaniując sobie na gitarze, z wielką kulturą przedstawiła krótki recital w którym zawarła zarówno te znane, jak i wykonane po raz pierwszy songi. Treścią ich są problemy egzystencjalne dotykające człowieka, wzajemne niezrozumienie w relacjach między kobietą a mężczyzną. Jej pełen dramatyzmu niski, ale ciepły głos przedstawił owe sytuacje w sposób przejmujący a zarazem liryczny.
W bardzo podobnych klimatach odbył się występ kolejnego artysty, także wieloletniego uczestnika WAMP – inż. , który przedstawił się jako znakomity odtwórca takich tuzów estrady jak Bułat Okudżawa, czy Włodzimierz Wysocki. Nie zabrakło również kompozycji mniej znanych, bardzo ciekawych, wykonanych z wielką kulturą i profesjonalizmem. Można powiedzieć: szkoda, że Państwo tego nie słyszeli! I tu jest także moja propozycja na przyszłość. Może warto byłoby zarejestrować na nowoczesnych nośnikach, np. mp3, czy wideo całość dokonań artystycznych jakie mają miejsce na Warsztatach.
Całkiem odmienny repertuar przedstawiła sędzia z Olsztyna (na poprzednich imprezach występowała pod panieńskim nazwiskiem Bandosz). Tym razem swoje wersje znanych standardów jazzowych zaśpiewała przy akompaniamencie wspomnianego wcześniej zespołu jazzowego. W jej pierwszej prezentacji można było wyczuć tremę spowodowaną faktem występu z tak licznym ensamblem, ale później było już tylko coraz lepiej.
Mimo, a może dzięki, dość późnej pory wieczorne prezentacje stawały się coraz bardziej spontaniczne, nieprzewidywalne, zróżnicowane jeśli idzie o formę i treść przekazu. I tak pojawił się również, że wymienię w kolejności chronologicznej: parodysta i dobry duch wszystkich WAMP – komornik z Zielonej Góry , a następnie, duet . Później pojawił się aplikant radcowski z Katowic (nowa twarz Warsztatów), który przedstawił piosenkę aktorską pt. Bolero, we własnej gitarowej aranżacji, a także ciekawej formie teatralnej.
Oczywiście nie zabrakło mecenasa z nieodłącznym akordeonem, który przypomniał niektóre piosenki biesiadne i te przedwojenne, sławiące urok warszawskich przedmieść.
I tak bawiono się do późnych godzin nocnych przy muzyce oraz słuchając skeczy, czy też monologów w wykonaniu m.in. towarzyszącego oraz wspomnianego przy okazji pierwszej warsztatowej prezentacji, prokuratora krajowego Aleksandra Herzoga.

Roztoczańskie pejzaże


Sobotnie przedpołudnie i wczesne popołudnie uczestnicy Mikołajek Artystycznych spędzili na bardzo ciekawej wycieczce wiodącej przez tereny Roztocza. Dzięki organizatorom dane nam było poznać najciekawsze zakątki tej nieco zapomnianej, choć coraz częściej odwiedzanej obecnie przez turystów krainy.
Pierwszym miejscem do jakiego dotarliśmy było powiatowe miasto Lubaczów. Tu zwiedziliśmy z słynącym łaskami obrazem, przed którym śluby składał król Jan Kazimierz. Obraz ten znajdował się w katedrze lwowskiej, zaś do lubaczowskiej świątyni przeniesiony został w 1974 roku. Sam Lubaczów nie posiada znaczących zabytków, jego położenie nadgraniczne oraz liczne klęski, jakie to miasto doświadczało w przeszłości (ostatnim było zajęcie miasta przez oddziały UPA w latach 1944-1947) spowodowało zniszczenie historycznych pamiątek.
Kilkanaście kilometrów na północ, niejako w sercu Roztocza, znajduje się miejscowość uzdrowiskowa Horyniec Zdrój, w którym zobaczyliśmy (niestety, tylko z zewnątrz) h, ale także mieliśmy w nowoczesnym budynku sanatoryjnym.
Z Horyńca trasa wycieczki prowadziła do (Rozdroża) znajdującego się tuż przy granicy z Ukrainą. Znajdujący się tam zespół cerkiewny należy do najcenniejszych zabytków w Polsce. Składa się z parafialnej grekokatolickiej cerkwi św. Praskewi, dzwonnicy i wikarówki. Otoczony jest murem z dwiema bramami.
Obecna drewniana cerkiew pochodzi z 1669 roku (na miejscu poprzedniej z 1586 roku). Jedyną dekoracją wnętrza jest dziś górna część i ołtarzyk. Dolne rzędy ikonostasu przechowywane są w składnicy ikon w Łańcucie.
Obok cerkwi stoi drewniana dzwonnica pochodząca z przełomu XVI i XVII wieku. Za prezbiterium cerkwi znajduje się wapienna płyta nagrobna, pochodząca z 1682 roku, z inskrypcją o treści: Tu złożono ciało [...] Katarzyny Eliaszowej Dubniewiczowej wójtowej radruskiej, która rozstawszy się z życiem roku 1682 miesiąca marca dnia 20 przeżywszy wszystkiego lat 24 i miesięcy 4 do Pana odeszła. Amen.
W sąsiedztwie zespołu znajdują się dwa cmentarze z wapiennymi nagrobkami, pochodzącymi z ludowych warsztatów kamieniarskich w pobliskim Bruśnie.
Jadąc dalej, w kierunku północno-wschodnim, cały czas wzdłuż granicy z Ukrainą, zwiedziliśmy w miejscowości jedno z umocnień tzw. linii Mołotowa, czyli bunkrów wybudowanych w latach 1939-1941 przez Armię Czerwoną. Potężne betonowe umocnienia nie na wiele się zdały, hitlerowskie Niemcy atakując w tym miejscu w czerwcu 1941 roku po prostu je ominęły.
Jadąc dalej autokarem mogliśmy przez okna podziwiać najwyższe wzniesienie Roztocza, to znaczy Wielki Dział o wysokości 390 m n.p.m. Są to tereny bardzo słabo zaludnione, lesiste i mocno pagórkowate, w niegdysiejszych czasach stanowiły dobrą kryjówkę dla sotni UPA, operujących na tym terenie, aż do czasu akcji „Wisła”.
Kolejnym ciekawym miejscem, jakie dane było nam zwiedzić był zabytkowy zespół cerkiewny składający się z drewnianej cerkwi greckokatolickiej Opieki Najświętszej Marii Panny, wzniesionej w 1755 roku, drewnianej dzwonnicy z XVIII wieku, o konstrukcji słupowo-ramowej i cmentarza cerkiewnego z nagrobkami bruśnieńskimi, otoczonych murem z łamanych bloków wapiennych w , już po północnej stronie Roztocza.
Ostatnim miejscem, jaki odwiedziliśmy podczas tej roztoczańskiej peregrynacji był Narol, w którym jedynie z zewnątrz obejrzeliśmy obszerny zespół pałacowy hr. Łosiów, obecnie własność fundacji Pro Academia Nerolense prof. Władysława Kłosiewicza, prowadzącej działalność w zakresie edukacji kulturalnej i promocji twórczości.
Niestety, z powodu zapadającego w tym grudniowym czasie wczesnego zmroku, musieliśmy wracać do Sieniawy. I tak ominęła nas największa atrakcja Roztocza, słynne szumy (wodospady) na Tanwi w Rebizantach. No cóż, tak bywa!
W sieniawskim pałacu czekała na nas jeszcze jedna atrakcja tego wieczoru –

Galicyjska Gala,


czyli uroczyste zwieńczenie mikołajkowych, artystycznych trudów. Przy bogato zastawionych jadłem i napitkiem stołach spotkali się jeszcze raz wszyscy uczestnicy XV Warsztatów Artystycznych Prawników. Swoją obecność zaznaczyli również , wśród których znalazła się prezes Sądu Okręgowego Ewa Preneta-Ambicka, a także prokurator Prokuratury Apelacyjnej Robert Płoch, prokurator Prokuratury Okręgowej Mariola Zarzyka-Rzucidło, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej Władysław Finiewicz oraz przewodniczący Rady Izby Komorniczej Jan Forystek.
W imieniu Zarządu Głównego Zrzeszenia Prawników Polskich podziękował wszystkim tym, którzy przyczynili się do sprawnego przeprowadzenia Mikołajek Artystycznych 2007 w Sieniawie, mecenas . Zaproponował, po konsultacjach, zorganizowanie następnych Warsztatów środowisku zielonogórskiemu, które tu reprezentował Norbert Piskorz. Następnie wiceprezes Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Katowicach wygłosiła kilka okolicznościowych limeryków napisanych już w Sieniawie, a więc bardzo aktualnych. Mecenas Dobromiła Tenerowicz przedstawiła bardzo refleksyjne wiersze autorstwa prezesa Sądu Rejonowego w Nowym Targu Janiny Furczoń – uczestniczki kilku poprzednich WAMP, zaś sędzia Sądu Apelacyjnego w Warszawie i odczytał ciekawy wiersz autorstwa Wojciecha Dąbrowskiego, zamieszczony w warszawsko-ursynowskim czasopiśmie Passa, a zatytułowany Premier podsumował rok swoich rządów.
Kolejnym punktem wieczoru stało się wręczenie okolicznościowych wyróżnień. Dostąpili tego zaszczytu następujący uczestnicy: siostry Anna i Lucyna Kurowskie, Anna Kabzińska, Katarzyna Jabłońska i Jan Cofała. Pozostali zaś uczestnicy zostali obdarowani okolicznościowymi podarkami, wśród których znalazły się wspaniałe mikołajowe czapki i właśnie w tych nakryciach głowy zostało sporządzone zdjęcie biorących udział w XV Warsztatach Artystycznych Prawników.
Później już był tylko bal...


Krzysztof Bachorzewski
Zdjęcia autora


Reportaż został opublikowany w Gazecie Sądowej nr 12 (162) z grudnia 2007 roku


Galeria zdjęć
wykonanych przeze mnie podczas XV WAMP – Sieniawa 2007


 
Copyright 2015. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego