google0d32ab1f75dbe813.html
Menu główne:
Ostatnia strona
Czuję się trochę
jak sierotaTo było jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku (tak, tak!). Pracowałem wówczas jako linotypista największej w Polsce drukarni – Domu Słowa Polskiego w Warszawie. Na popołudniowej zmianie obowiązki moje dotyczyły trudniejszych składów oraz nanoszenia korekty i rewizji codziennej gazety o nazwie „Trybuna Mazowiecka”, która później przekształciła się w „Naszą Trybunę” by wreszcie zniknąć (niestety!) z rynku w początkach ustrojowej transformacji.
W takich okolicznościach po raz pierwszy zetknęły się moje drogi życiowe z redaktorem Władysławem Tyburą, na ów czas dziennikarzem-depeszowcem, opracowującym na potrzeby czasopisma doniesienia PAP. Najprawdopodobniej wtedy nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, ale utkwił mi w pamięci obraz postawnego mężczyzny o bujnej, zaczesanej do góry, czuprynie oraz pewny, dość niski głos, dochodzący z redakcyjnych boksów, najczęściej mówiący na tematy historyczne.
Drugie spotkanie z Władysławem miało miejsce na początku lutego 1996 roku, w gabinecie prezesa Oddziału w Warszawie Zrzeszenia Prawników Polskich, sędziego Dariusza Czajki. Obaj zaproponowali mi pracę przy stworzeniu nowego czasopisma dla prawników i o prawnikach – „Gazety Sądowej”. Chyba szybko przypadliśmy sobie do gustu i po miesiącu prób na rynku ukazał się pierwszy numer, wtedy dwutygodnika o jakże siermiężnym z przymusu ekonomicznego wyglądzie.
Władysław Tybura, jako redaktor naczelny, publicysta, kierownik redakcji (nieważne były dla Niego tytuły i stanowiska) zawsze na pierwszym miejscu stawiał rzetelne informowanie środowiska prawniczego o sprawach jego tyczących, niezależnie od rządzącej w danym czasie opcji politycznej. Miał przyjaciół w kręgach lewicowych i prawicowych. Był osobą łagodzącą konflikty. W każdym człowieku widział tylko to co w nim było dobre. Kochał młodzież.
„Gazeta Sądowa” zawsze była w Jego myślach na pierwszym miejscu, choć w ostatnich latach potrafił dzielić swoje zaangażowanie z jeszcze większym przedsięwzięciem – Europejską Wyższą Szkołą Prawa i Administracji.
Już kilka lat temu można było zauważyć, że Władysław podupada na zdrowiu. Pierwsze objawy nie były tak niepokojące, choć niewątpliwie alarmujące. Mimo zastosowanych terapii choroba postępowała. W ubiegłym roku poddał się operacji kardiologicznej. Po rekonwalescencji, ten niepoprawny optymista znów rzucił się w wir pracy redakcyjnej oraz spełnienia idei rozszerzenia programu EWSPA o wydział administracji.
Niestety, w czerwcu bieżącego roku nastąpiło najgorsze – niedotlenienie mózgu i mimo udzielenia prawie natychmiastowej pomocy, utrata przytomności trwająca z różnym nasileniem trzy miesiące. Władysław Tybura zmarł po długich i ciężkich cierpieniach 27 września.
*
Władku, sam mówiłeś, że w ostatnich latach więcej spędzałeś czasu w moim towarzystwie, w redakcji „Gazety Sądowej”, niż w swoim domu. Czuję się trochę jak sierota. Brak mi będzie Twojej osoby, Twoich życiowych porad, Twoich historycznych dywagacji, jakże celnych diagnoz społecznych i politycznych. A ponieważ byłeś tu na ziemi człowiekiem głęboko wierzącym, więc dedykuję Ci fragment starotestamentowej Księgi Liczb (6,25-26):
Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą,
niech cię obdarzy swą łaską.
Niech zwróci ku tobie oblicze swoje
i niech cię obdarzy pokojem.
Wierzę, że z obłoków niebieskich będziesz czuwał nad dziełami, które tu na ziemi zbudowałeś.
Krzysztof Bachorzewski
Artykuł został opublikowany w Gazecie Sądowej nr 9-10 (111-112) z września-października 2003 roku