google0d32ab1f75dbe813.html
Menu główne:
X Ogólnopolskie Dni Prawnicze
Sprawiedliwość jest ostoją,
czyli Wrocław 2002
Uniwersytet Wrocławski – miejsce uroczystej inauguracji
X Ogólnopolskich Dni Prawniczych
Tegoroczne
Ogólnopolskie Dni Prawnicze
odbyły się między 16 a 19 maja 2002,
we Wrocławiu.
Mieście, jak na polskie warunki ogromnym, bo powierzchnią zbliżonym
do areału Warszawy, natomiast nieporównanie sympatyczniejszym
od stolicy. Wrocław ubiega się
o prawo organizacji
światowej wystawy Expo 2010,
czego wszyscy uczestnicy Dni
mu życzą, a wielu z nich nosiło
okolicznościowe plakietki
promujące wystawę.
Przyszłość przyszłością,
a tymczasem można powiedzieć,
że jeśli Expo będzie zorganizowane z równą perfekcją, co jubileuszowe święto jurystów, to Polska za Wrocław
nie będzie się musiała wstydzić.
Pomijając jednak zdarzenie przyszłe – i, niestety, niepewne – teraz zajmiemy się jubileuszowymi Dniami Prawniczymi. Jak zwykle gośćmi były osobistości z pierwszych stron gazet, wśród których wymieńmy Marszałka Sejmu, Marka Borowskiego, panią minister-szefową Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej, Aleksandra Kwaśniewskiego, Jolantę Szymanek-Deresz. Byli obecni luminarze polskiego sądownictwa, z prezesem Naczelnego Sądu Administracyjnego, prof. dr. hab. Romanem Hauserem i prezesem Sądu Najwyższego, prof. dr. hab. Tadeuszem Erecińskim oraz przewodniczącym Krajowej Rady Sądownictwa, Andrzejem Jagiełło. Przyjechała, oczywiście, czołówka Zrzeszenia Prawników Polskich: prezes Zarządu Głównego, prof. dr hab. Aleksander Ratajczak, wiceprezes sędzia Marek Czecharowski oraz sekretarz generalny, sędzia Dariusz Czajka.
Zaczęło się w Auli Leopoldina Uniwersytetu Wrocławskiego. Jej z górą trzystuletnie dostojeństwo podkreślał dyskretny półmrok (utrudniający jednak robienie zdjęć). Jak już wcześniej pisaliśmy, X Dni odbywały się pod hasłem „Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej”. Inauguracyjny wykład na ten właśnie temat wygłosił prof. dr hab. Krystian Complak z wrocławskiej Almae Matris. Jak później mówiono w kuluarach, wykład był wysoce kontrowersyjny. Na przykład w pewnym momencie dziekan wrzucił kamyczek do ogrodu palestry, nawiązując do ślubowania adwokackiego, w którym mowa o sprawiedliwości społecznej, pytając, co w świetle praktyki z tego wynika. Podważył też zasadność ingerowania Prezydenta RP w wyroki sądowe poprzez prawo łaski.
– Gdyby przeprowadzić ankietę wśród ludzi, czy zapytać zgromadzone osoby o myśl przewodnią X Ogólnopolskich Dni Prawniczych, chyba wszyscy wyraziliby się o niej pozytywnie. Gorzej, gdyby przyszło do poszukiwania odpowiedzi, czy przytoczone zdanie jest prawdziwe. Z drugiej strony, można sobie wyobrazić inną ostoję Rzeczypospolitej. By nie szukać daleko, wymienię np. państwo prawa, demokrację, podział władzy, kulturę polityczna naszego narodu itp. Pomijając te i inne uwagi, skupię się na najważniejszym pojęciu, czyli sprawiedliwości – mówił profesor.
Przez tysiąclecia o sprawiedliwości wypowiadały się najtęższe umysły oraz ludzie prości w swoich aforyzmach i przysłowiach. Jeśli za Emilem Ludwigiem potraktować te krótkie wypowiedzi i zdania jako coś, co uczy więcej niż obszerne dzieło i traktaty naukowe, to nie można nie przytoczyć chociażby cząstki tej wielowiekowej mądrości. Odwołując się do tradycji łacińskich powiedzeń i porzekadeł, należałoby zacząć od stwierdzenia, iż sprawiedliwość jest królową cnót (Justitia virtudes regina), albo że nie zna ona ojca ani matki, troszcząc się jedynie o prawdę (Justitia non novit patrem nec matrem; solum veritatem spectat). Nie mniej ciekawe wypowiedzi można znaleźć u przedstawicieli starożytnej Grecji. Jak powiedział Ezop, ludzie z natury czują mniej miłości i szacunku dla sprawiedliwości niż dla pragnienia korzyści, a jego rodak Plutarch dodał, iż „jest pięknym otrzymać koronę jako nagrodę za sprawiedliwość, lecz jeszcze piękniejszą rzeczą jest przedkładać sprawiedliwość nad koronę”.
Albo obiektywność, albo sprawiedliwość
– Również nasi najbliżsi sąsiedzi – kontynuował profesor Complak – mieli coś do powiedzenia w tej sprawie. Fryderyk Wilhelm Nietzsche wypowiedział dwa zdania, które przejdą do historii: „Obiektywność i sprawiedliwość nie mają nic wspólnego ze sobą” oraz: „Nie ma ani naturalnej sprawiedliwości, ani niesprawiedliwości”. Jego rodak, J. Ch. F. Schiller był bardziej dosadny mówiąc, iż „pozór rządzi światem, a sprawiedliwość jawi się jedynie na scenie”.
Także najwięksi nasi sąsiedzi na wschodzie nie byli niemi. Znane rosyjskie powiedzenie głosi, że „z pomocą sprawiedliwości można obejść cały świat; za pomocą niesprawiedliwości nie można przekroczyć nawet progu własnego domu”. Katarzyna II zauważyła, iż dla pozyskania zaufania narodu należy dbać o dobrobyt ludu i praktykować sprawiedliwość.
Można te cytaty rozszerzyć na cywilizacje pozaeuropejskie. I tak arabska sentencja o sprawiedliwości twierdzi, że dla ludu sprawiedliwość władcy jest ważniejsza niż dobry urodzaj, a Konfucjusz powiadał, iż szlachetny człowiek ma za wzorzec sprawiedliwość. W dwunastotomowym najstarszym zbiorze praw Manu czytamy, że sprawiedliwość jest jedynym przyjacielem, który towarzyszy ludziom po śmierci, ponieważ wszystko inne podlega takiemu samemu zniszczeniu, jak ciało.
Na zakończenie tego skrótowego przeglądu złotych myśli (jak się okazało, do końca wcale nie było tak blisko – P.A.) pozwolę sobie przytoczyć kilka wypowiedzi ze szczególnie mi bliskiego kręgu kulturowego. Mówi hiszpańskie przysłowie: „Gdy się wyprasza sprawiedliwość, to się ją anuluje”. Jak pisał A. Ganivet – iberyjski literat i dyplomata – „sprawiedliwość istnieje i nie może być bardzo daleko, gdy kłamstwo jest tak blisko”. Żyjący pięćset lat wcześniej kataloński filozof i mistyk Rajmund Lulio zauważył, że sprawiedliwość oprócz spokoju dostarcza (ci) także pracy. Wybitny meksykański pisarz i polityk J. Vascaloncelos Calderon pisał, iż tragedia ludzka wyraża się w rozbracie między sprawiedliwością i panowaniem władczym. Dlatego połączenie siły i dobroci jest najwyższym celem współżycia między ludźmi. W związku z tym hiszpański polityk A. Maura głosił, że „ostatnią nikczemnością jest przyzwolenie, by w narodzie nie było sprawiedliwości”. Poeta i pisarz z Murcji – J. Selgas stwierdził, iż „jakikolwiek sąd jest zaledwie nadzieją sprawiedliwości”, podczas gdy jeden z największych myślicieli Hiszpanii przełomu XVIII i XIX wieku, Michał de Unamuno zauważył: „ostateczną i całkowitą sprawiedliwością jest przebaczenie”.
Trybunał nieco tajemniczy
– Abstrahując od ewentualnych rodzimych słów na temat sprawiedliwości, które chyba każdy z nas nosi w sercu – ciągnął mówca – można zapytać, czymże ona jest dla Polaków? Pozwolę sobie zauważyć, że my – tutaj zebrani, biegli w przepisach – winniśmy nade wszystko zwrócić nasze oczy na prawo. Powinniśmy w szczególności rozpocząć wędrówkę po prawie, od jego najwyższej próby, jaką jest Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Nasza ustawa zasadnicza odwołuje się kilkakrotnie do pojęcia sprawiedliwości. Już na wstępie zaliczyła ją do jednej z czterech najważniejszych, uniwersalnych wartości, obok prawdy, dobra i piękna. Jej art. 2, mówiący iż RP jest demokratycznym państwem prawnym dodaje zarazem, że winno ono urzeczywistniać zasady sprawiedliwości społecznej.
Spróbujmy się jednak zastanowić, cóż to takiego, owa sprawiedliwość społeczna i jej zasady? Brakuje definicji, zatem orzech tym trudniejszy do zgryzienia. Jak zatem rozumieć pojęcie sprawiedliwości społecznej? Może tak, że państwo ma dostarczać obywatelom pomocy w takim zakresie, w jest to im niezbędne do życia. Właśnie – wychodząc z naturalnego prawa do życia, co wiąże się z wyżywieniem, z opieką zdrowotną. Trybunał Konstytucyjny, pytany mniej lub bardziej bezpośrednio, przedstawił definicję skąpą, o czym za chwilę.
Z kolei budzi wątpliwość odniesienie kwestii sprawiedliwości do instytucji świadka koronnego i anonimowego. Dwuinstancyjność niby mamy, ale przecież nie do końca. Znane spory pomiędzy Trybunałem Konstytucyjnym a Sądem Najwyższym też nie ugruntowują istoty sprawiedliwości, skoro najpoważniejsze instytucje prawne nie mogą same ze sobą dojść do ładu.
Profesor wrócił jeszcze raz do Konstytucji. Wynika z niej, że pojęcia sprawiedliwości nie jest jednolite, choćby dlatego, że oprócz sprawiedliwości – jaka nazwalibyśmy sprawiedliwością „po prostu” (cudzysłów nie bierze się z Konstytucji) – ustawa zasadnicza mówi, powtórzmy, o „sprawiedliwości społecznej”. Poszukując odpowiedzi na pytanie, jak należy w to w Polsce rozumieć sprawiedliwość czystą, bez przymiotników, powinniśmy zwrócić się do ustaleń Trybunału Konstytucyjnego. A wtedy uderza brak jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie.
Trybunał, stwierdzając wieloznaczność pojęcia sprawiedliwości, wyraźnie opowiadał się jedynie – niemal od początku swego istnienia – za jej odmianą tzw. rozdzielczą. Polega ona na tym, że jednakowo traktuje się ludzi należących do tej samej kategorii. Innymi słowy, jeśli ktoś jednakowo obchodzi się z osobami równymi z określonego punktu widzenia, tzn. mającymi tę samą cechę charakterystyczną, istotną dla danej klasy ludzi (np. wyniki pracy, zdolności czy potrzeby), to jest sprawiedliwy.
Niezależnie od słuszności przyjętego rozumienia sprawiedliwości społecznej, nie wyraża ono sprawiedliwości w całym tego słowa znaczeniu. Jeśli tak, to można zapytać, co inne instancje sądowe, zwłaszcza międzynarodowe, miałyby do powiedzenia w tym zakresie.
Prokurator znaczy... obrońca
Z kolei wykład o prawie i prawnikach w dziejach polszczyzny wygłosił prof. dr hab. Jan Miodek. W ciągu wieków zupełnie zmieniło się znaczenie wielu wyrazów i określeń. Prawo w dawnej polszczyźnie było synonimem sądu („Ku prawu aby przyszedł”), a także procesu („Nie wchodź ze mną w prawo” – w obu przypadkach cytaty z Piotra Skargi).
Dla odmiany prokurator oznaczał osobę, która coś przygotowuje, coś przyrządza. Ale w dziedzinie prawa prokurator znaczyło tyle co... obrońca. Na określenie odpowiednika dzisiejszego adwokata, rzecznika, obrońcy, używano słowa „pierca” – przyprawca („pierca rzeczy mojej”).
Sędzia występował jako „sędziak”. Też Piotr Skarga mówił o sędziakach, nie sędziach w Biblii. Przymiotnikiem było słowo „sędski”, nie „sędziowski”. Tak jak duszny zamiast duchowy, staw biedrzny zamiast biodrowy. Podobnie mieliśmy „sędstwo” w miejsce dzisiejszego sędziowania. Przy okazji: sędzina – jak np. podstolina – była żoną sędziego, nie kobietą-sędzią, i tak powinno być również dzisiaj. Jeśli mówimy o pani sędzi, to odmieniajmy: panią sędzię widzę (nie panią sędziego, broń Boże!), z panią sędzią idę, o pani sędzi myślę.
Radca był zrazu „radnikiem”, z czasem „radźcą”, a że trudno się to wymawiało, został radcą. Notarius (z łaciny oczywiście) oznaczał urzędnika, sekretarza kancelarii miejskiej.
Profesor przypomniał również miejsce prawa w naszej literaturze, poezji zwłaszcza, poważnej i mniej poważnej. Nawiązał do „Kwiatów polskich” Juliana Tuwima (słynnego: „Niech prawo zawsze prawo znaczy, a sprawiedliwość – sprawiedliwość”), a także mniej znanego aforyzmu Stanisława Jerzego Leca: „Ja nie jestem paworządny/Ja jestem prawo-żądny”.
Prawo powinno być dobre
Gościem w dniu drugim był Marszałek Sejmu, Marek Borowski. Marszałek zaczął tak: – Odczuwacie, czasami dotkliwie, działalność Sejmu w dziedzinie prawodawstwa. Obiecywaliśmy przed wyborami zmiany na lepsze, i to się już dzieje, choć może nie jest aż tak widoczne, jak byśmy chcieli. Wybryki pojedynczych posłów przyćmiewają całość. To jednak tylko piana i niech spływa po wierzchu.
Jest oczywistym hasło, że prawo powinno być dobre. Czyli stabilne, kształtujące pożądane nawyki społeczne. Częste zmiany podważają zaufanie zarówno do prawa, jak i samego państwa. Nastąpiło jednak zderzenie z twardą rzeczywistości, z koniecznością skomplikowanej przebudowy całych struktur państwowych i gospodarczych, bez mała od postaw. W tych warunkach musiał ulec zmianie także system prawa. Proces ów trwa nadal – weźmy zwłaszcza pod uwagę dostosowania polskiego prawa do reguł unijnych – nie sposób więc respektować zasadę stabilności, chodzi natomiast o to, by zmiany były dokonywane w sposób maksymalnie profesjonalny.
Zasadzki tkwią w niechlujnościach popełnianych podczas przygotowywania projektów ustaw już na pierwszym etapie. Analiza projektów opracowywanych w poprzedniej kadencji wskazuje, że nie spełniały podstawowych wymagań sztuki legislacyjnej; między innymi z reguły nie przeprowadzano symulacji działania przepisów, nie przedstawiano kosztów ani źródeł finansowania. – Często widziałem – mówił marszałek – jak posłowie nie potrafiąc wybrnąć z jakiegoś zapętlenia, szli po linii najmniejszego oporu i po prostu zapisywali w ustawie delegację dla rządu. Piętą achillesową stał się notoryczny brak projektów aktów wykonawczych, wskutek czego ustawa była, ale jakby jej nie było.
Przywróciliśmy z niebytu Komisję Ustawodawczą, zmieniliśmy też regulamin Sejmu tak, aby istniała możliwość zgłaszania wniosków, poprawek, uzupełnień na wszystkich etapach procesu legislacyjnego. Nieraz bowiem zdarzało się, że jakąś niespójność, lukę czy zwykły błąd dostrzegano w ostatniej chwili i aby nie zaczynać wszystkiego od nowa – ustawę uchwalano, po czym natychmiast szła do nowelizacji, albo liczono, że Senat poprawi.
Liczymy też na wychodzenie z polityzacji, w sensie zrezygnowania ze „złośliwości legislacyjnej”, a więc sabotowania najrozsądniejszych nawet poczynań przeciwnika politycznego, tylko dlatego, że jest przeciwnikiem politycznym.
Na pytanie prezesa ZG ZPP, prof. Aleksandra Ratajczaka o wyraźne ciągoty władzy ustawodawczej i wykonawczej do ingerowania w działalność instytucji wymiaru sprawiedliwości, dostojny gość odpowiedział: – Jestem – jakby powiedział pan Kaczyński – zwolennikiem zgniłego liberalizmu. Gwarancje procesowe są dostatecznie rozbudowane, można natomiast dyskutować o praktyce orzekania, elastyczności bez naruszania niezawisłości sądów. Na przykład, jak orzekać w sytuacji zupełnej niewydolności systemu penitencjarnego. Już ocieramy się o granice śmieszności, gdy skazany prawomocnie przestępca chodzi wolny jak ptaszę.
Przed wyborami nastąpiła istna erupcja projektów kodeksów karnych, czasem wnoszonych podwójnie: jako projekt poselski (PiS) i jako inicjatywa obywatelska. Środowisko prawnicze jest w trudnej sytuacji: jak reagować na coraz to nowe, nie do końca fortunne pomysły? Dobrze wie, co możliwe a co niemożliwe, dostrzega fobie czy kompleksy – politycy, w tym i posłowie, nie są przecież od nich wolni. Dlatego (środowisko prawnicze) powinno wystawić silną reprezentację, dokumentować swe poglądy przykładami, statystyką. Bo przy różnych ludzkich słabościach parlamentarzyści potrafią przychylić się do trafnych argumentów. A jeśli rozejrzeć się dookoła, to łatwo zauważyć, że z podobnymi problemami i wątpliwościami boryka się duża część Europy. Kłopoty nie są więc tylko polską specjalnością.
Aula Leopoldina
Dyskusje panelowe
Kabarety, moda, grillowanie, tańce
*
Na tym kończymy pierwszą relację z X Ogólnopolskich Dni Prawniczych we Wrocławiu. Kolejną, ale też nie ostatnią, zamieścimy w następnym numerze.
Piotr Ambroziewicz
Zdjęcia: Krzysztof Bachorzewski
Reportaż został opublikowany w Gazecie Sądowej nr 6 (96) z czerwca 2002 roku