google0d32ab1f75dbe813.html
Menu główne:
Spartakiada zimowa – Zakopane 2000
Prawnicze szusy
Nie zapowiadało się najlepiej.
Zakopane witało przyjezdnych
w śniegowej szacie,
ale i siąpiącym deszczem.
Nazajutrz pogoda wyklarowała się,
od rana lał deszcz i wiał silny wiatr. Wstrzymano kolej linową
na Kasprowy Wierch
eliminując tym samym możliwość
oficjalnego treningu
na trasie slalomu giganta.
Wszyscy zawodnicy, a zjechało się ich
blisko dwustu, udali się na stok Nosala,
by chociaż tu przeprowadzić
przedstartowy rozruch.
Lało równo do wieczora.
W nowo otwartym szałasie pod Nosalem nastąpiła inauguracja XI Ogólnopolskiej Zimowej Spartakiady Prawników i rozgrywanych łącznie z nią po kilkuletniej przerwie XX Mistrzostw Narciarskich Adwokatów. Nota bene organizatorzy z uporem określali ZPP-owską Spartakiadę jako X Mistrzostwa Polski Prawników z rozbrajającą szczerością tłumacząc, że dziesiątka wygląda lepiej, bo jubileuszowo.
Główny organizator imprezy,
mecenas Władysław Chowaniec
w dramatycznej rozmowie
z sekretarzem generalnym ZPP,
sędzią Dariuszem Czajką
Inauguracji z udziałem niektórych sponsorów imprezy (dyrekcji Polskich Kolei Linowych, przedstawicieli firmy „Lex”, mec. K. Nikla z pszczyńskiej „Nomy”) towarzyszył występ zespołu „Krywań” i „sabałowe bajania” w wykonaniu znakomitego w tej dziedzinie Franciszka Obrochty ze Starego Bystrego – Skałki. Pyszna zabawa trwała do późnej nocy.
Watra
w szałasie
pod Nosalem
Piątek, 10 marca – dzień slalomu giganta. Z pewną dozą niepokoju uczestnicy prawniczych zmagań udawali się do Kuźnic, zadając sobie pytanie: ruszy kolejka, czy nie? Jednak nasza „staruszka” tym razem nie zawiodła i mimo pewnego opóźnienia zaczęła powoli wywozić prawniczych narciarzy przez Myślenickie Turnie na szczyt Kasprowego Wierchu. Z każdym metrem trasy zmniejszała się widoczność, aby na wysokości górnej stacji osiągnąć imponujące dziesięć, no może dwadzieścia metrów. Temperatura spadła do trzynastu stopni poniżej zera.
Dobre półtorej godziny trwało, zanim wszyscy uczestnicy zawodów dotarli na Kasprowy. W niezbyt obszernym holu stacyjnym kłębiący się tłumek gigantowiczów został zaopatrzony w numery startowe: czerwone dla pań i młodzieży oraz zielone dla panów.
Trasa slalomu giganta
została ustawiona
w dolnej części
Kotła Goryczkowego
Organizatorzy zawodów rzucili hasło zjazdu w kierunku startu. Trasa slalomu giganta została wyznaczona w tradycyjnym miejscu, to znaczy w linii spadku grani Pośredniego Wierchu Goryczkowego, około 500 metrów (w linii prostej) nad dolną stacją kolejki krzesełkowej. Nie było na niej żadnych specjalnych pułapek terenowych, bramki zostały ustawione w ten sposób, by nawet średnio zaawansowany narciarz mógł dość płynnie przejechać całą trasę.
Najpierw na trasę ruszyli najmłodsi uczestnicy zawodów, później panie, a na koniec mężczyźni. Każdy z uczestników traktował start bardzo prestiżowo. Można było zaobserwować u jednych typowy przedstartowy entuzjazm, u innych zamyślenie, silną koncentrację psychiczną. Jednak w chwili startu, niezależnie od płci i wieku, zawodnicy rzucali na szalę rywalizacji wszystkie swoje narciarskie umiejętności. Niektórzy jechali spokojnie, przymierzając się do każdej bramki. Ryzykanci albo wygrywali, albo wylatywali z trasy. Byli też i tacy, którzy mimo upadku podnosili się i jechali dalej. Ci zaś, którzy ominęli bramkę, często wracali, poprawiali przejazd i zjeżdżali do mety nie zważając na to, że czas nieubłaganie płynie. Dla nich ważny był sam zjazd, dotarcie do mety – zajęte miejsce było mniej istotne.
Ostatnie chwile przed startem –
Daria Gralińska i Anna Fąfera,
na codzień panie prokuratorki
z Zielonej Góry
wymieniają ostatnie uwagi
o pułapkach czyhających
w dolnej partii trasy
slalomu giganta
z Kasprowego Wierchu
Nie wszyscy mieli jednakowe warunki na starcie. W trakcie trwania zawodów kilkakrotnie zrywał się wiatr, gęstniała mgła i zaczynał padać gęsty śnieg. Trasa również stawała się z czasem coraz bardziej zryta kantami nart, szczególnie w bezpośredniej bliskości tyczek. Ale cóż, taki jest los zawodnika. Czasem potrzebny jest łut szczęścia przy losowaniu. Faworytom w większości jednak dopisywało szczęście, choć kilku z nich musiało pożegnać się z dobrym miejscem na skutek upadków.
Drobnym zgrzytem było to, że organizatorzy zawodów najpierw mówili o jednym przejeździe, który by decydował o medalach, później była informacja, że jest możliwy drugi przejazd. Pogoda jednak sprawiła, że ostatecznie o kolejności na mecie zadecydował jeden przejazd slalomu giganta.
To niezdecydowanie wprowadziło pewną nerwowość szczególnie wśród tych, którzy byli z jakichś powodów niezadowoleni z przejazdu.
Trzeba jednak stwierdzić, że i tak wszyscy mieliśmy szczęście, gdyż był to jedyny dzień, w którym można było jeździć na Kasprowym Wierchu. Zarówno w czwartek, kiedy miał się odbyć trening slalomu giganta, jak i w sobotę kolej linowa na tę górę nie kursowała.
*
Po reanimacji z uwagi na skrajnie trudne warunki atmosferyczne panujące na Goryczkowej, relaksie w basenach na Antałówce i w „Białym Potoku” oraz pokrzepieniu produktami Browarów Tyskich oraz Brackiego z Cieszyna (kolejni sponsorzy), spotkaliśmy się na seminarium poświęconym prawu narciarskiemu; a jakże, jest i taka dziedzina. Poprzedziła je burzliwa, jak wszystkie, dyskusja na temat sporu między dyrekcjami Tatrzańskiego Parku Narodowego a Polskimi Kolejami Linowymi w kwestii modernizacji kolejki na Kasprowy Wierch oraz zagospodarowania tego rejonu. Gorące i emocjonalne wystąpienia sprawiły, iż prowadzącemu seminarium, mec. J. Długopolskiemu pozostało poinformować około północy uczestników spotkania o bibliografii tematu i nowościach wydawniczych z dziedziny prawa sportowego.
Sobotnie przedpołudnie zgromadziło uczestników spartakiady pod Krokwią, gdzie rozgrywano biegi płaskie. Poza wytrawnymi znawcami i praktykami tej dyscypliny: mec. W. Chowańcem (Nowy Targ), A. Wosińskim (Łódź), L. Żukowskim (Warszawa) znaleźli się doskonali debiutanci, jak choćby pani sędzia F. Wilk z Krakowa. Byli także dwaj kamikadze – sędziowie M. Czecharowski (Warszawa – wiceprezes ZG ZPP) i D. Czajka (Warszawa – sekretarz generalny ZG ZPP), którzy pierwszy raz założyli biegówki. Ten pierwszy, choć twierdził, że chyba łatwiej jest utrzymać się na niektórych stanowiskach niż na zawodniczych biegówkach, obszedł (bo tak to trzeba ująć) dostojnie część trasy. Ten drugi pokonał ją bodajże dwukrotnie, choć poza konkursem.
W tym czasie pozostali uczestnicy szlifowali formę przed popołudniowym slalomem równoległym, tocząc boje z komisją sędziowską o dopuszczenie do udziału w nim wszystkich chętnych, niezależnie od wyników giganta, który miał stanowić rodzaj eliminacji przed tą widowiskową konkurencją. Miękkie serca organizatorów i komisji sędziowskiej pozwoliło zakosztować frajdy rywalizacji w slalomie równoległym praktycznie wszystkim, którzy stawili się na Polanie Szymoszkowej.
Zawody zostały rozegrane na płaskiej części stoku w sąsiedztwie wyciągu krzesełkowego. Przejazd był krótki, organizatorzy ustawili około dziesięciu bramek, zawodnicy potrzebowali na jego przejazd kilkanaście sekund. Komputer ustalił zarówno kolejność startu jak również losowo rywalizujące ze sobą pary. Zdarzyło się kilkakroć, że stawali w jednej parze faworyci – jeden z nich musiał odpaść z dalszych zawodów, bowiem przeprowadzone zostały metodą pucharową.
Walka była zacięta do tego stopnia, że niektórzy kończyli ją na mecie należącej do trasy przeciwnika lub ze skręconą nogą, jak jeden z faworytów konkurencji, rejent M. Walkowski (z Warszawy).
Decydujące o medalach zjazdy odbywały się przy padającym mokrym śniegu, a zawodnicy myślami byli już chyba bliżej uroczystości kończących zawody i końcowego bankietu.
*
Wieczorem, jedni na sportowo, inni w wytwornych toaletach lub smokingach, pojedynczy w gipsie lub wsparci na ramionach przyjaciół stawili się na ceremonii wręczenia medali i wielu nagród ufundowanych przez Bank PKO SA, firmę Real Mak z Krakowa, Izby Radców Prawnych w Rzeszowie, Wałbrzychu, Katowicach, „Polmos” Bielsko-Biała, Okręgową Radę Adwokacką w Krakowie, mec. J. Długopolskiego i wspomnianych już wyżej sponsorów. Puchary ufundowały: Zarząd Warszawski ZPP (dla uczestników spartakiady), Naczelna Rada Adwokacka (dla mistrzów Polski wśród członków palestry), a dwa najokazalsze – minister sprawiedliwości – prokurator generalny dla najwszechstronniejszego zawodnika i zwycięskiej ekipy wojewódzkiej. Ten ostatni odebrał głośno i z ulgą oddychając po ogłoszeniu werdyktu mec. A. Jossé (prezes ZW ZPP w Katowicach), choć wśród uczestników poszła fama iż by umożliwić województwu śląskiemu zwycięstwo, przyłączono wcześniej do katowickiego dawne województwo bielskie, skąd wywodziło się wielu triumfatorów poszczególnych konkurencji. Drugą ekipą okazała się reprezentacja Małopolski, a trzecią, lecz z dużą różnicą zdobytych punktów reprezentacja cosik mało górzystego Mazowsza, skąd jednak pochodził najwszechstronniejszy zawodnik, w osobie mec. Ludwika Żukowskiego.
Na koniec ogłoszono, że kolejne mistrzostwa adwokackie odbędą się w Krynicy, a spartakiada w Beskidzie Śląskim (na Stożku), choć byli i tacy, którzy proponowali, by zrobić konkurencję Pucharowi Świata FIS i przeprowadzić ją w Kranjskiej Gorze w Słowenii. Ano zobaczymy i zrelacjonujemy.
Alicja Marek i KaBe
Fot. Krzysztof Bachorzewski
Reportaż został opublikowany w Gazecie Sądowej nr 4 (70) z kwietnia 2000 roku