google0d32ab1f75dbe813.html
Menu główne:
Poleńka
w „Absurdzie”
Na kulinarno-kulturalnej mapie Warszawy od trzech mniej więcej lat działa na Mokotowie (w bliskości stacji metro Wilanowska) lokal o nieco tajemniczej nazwie „Absurd 228”. Wiem, że cyfry oznaczają numer posesji znajdującej się przy ulicy Puławskiej. Ale absurd? Może absurdalna wydawać by się mogła lokalizacja – z jednej strony ulicy blokowisko z lat sześćdziesiątych-siedemdziesiątych ubiegłego wieku, z drugiej – domy jednorodzinne, bardziej przypominające przedmieścia. Faktem jednak niepodważalnym jest to, iż można tu zjeść zarówno dania przygotowane przez dietetyka, jak i zadowalające wytrawnego sybarytę. Nieopodal znajdują się liczne budynki biurowe, więc i klientela korzystająca z lunchów wydaje się być pewna.
Niewątpliwie dodatkowym atutem „Absurdu 228” jest zorganizowanie sceny muzycznej wyposażonej w profesjonalne nagłośnienie i oświetlenie, co stwarza doskonałe warunki dla występujących tu artystów. Na tutejszej scenie najlepiej brzmi muzyka wykonywana na instrumentach akustycznych, kreujących kameralną atmosferę.
Aleksandra
Jastrzębska
– śpiew
i skrzypce
Tomasz
Stradomski
– gitara
Kacper
Zasada
– kontrabas
Kuba
Szydło
– instrumenty
perkusyjne
W piątkowy wieczór, 17 stycznia 2014 roku, na scenie „Absurdu 228” zaprezentował się zespół muzyczny o ciepło i swojsko brzmiącej nazwie „Poleńka”. Zespół tworzą: Aleksandra Jastrzębska – śpiew i skrzypce, Tomasz Stradomski – gitara, Kacper Zasada – kontrabas i Kuba Szydło – instrumenty perkusyjne.
Na koncert ten trafiłem nieprzypadkowo. Otóż zaproszenie otrzymałem od znanego mi od lat Tomasza Stradomskiego, z którym grywałem (on gościnnie) w zespole „Angelos” będącym grupą ewangelizacyjną, działającą w południowych dzielnicach Warszawy. Oczywiście przekaźnikiem zaproszenia był – jakżeby inaczej – Facebook.
Pomimo paskudnej pogody (deszcz ze śniegiem) „Absurd 228” wypełniło szczelnie liczne grono przyjaciół poszczególnych członków zespołu, jak i fanów ich dokonań muzycznych. A są one szczególne.
Jak sami mówią (członkowie zespołu „Poleńka”) na łamach swojej strony internetowej: Podjęliśmy wyzwanie odnalezienia własnego języka muzycznego duży nacisk kładąc na to, by nasza muzyka była „polska” – czerpała inspiracje z bogatej rodzimej kultury.
Styl zespołu łączy harmonię i improwizację jazzową z inspiracjami najróżniejszymi gatunkami muzyki świata.
„Poleńka” może poszczycić się m.in. wyróżnieniem za subtelność i kunszt muzyczny na XXIII Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Ludowej „Mikołajki Folkowe” (grudzień ub. roku). Wcześniej, bo w maju 2013 roku, zespół wystąpił w koncercie finałowym konkursu „Nowa Tradycja”, na szacownej scenie studia Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego.
*
Po tylu dygresjach czas na relację z koncertu. W pierwszej części, nawiązując do czasu poświątecznego, „Poleńka” zaprezentowała swoje wersje popularnych, jak i tych mniej znanych kolęd. Pierwsze trzy utwory – Nie było miejsca w gospodzie, Gdy śliczna Panna, Mizerna cicha – utrzymane były (podobnie jak oryginały) w nostalgicznym, melancholijnym klimacie, pomimo wyraźnego, pulsującego rytmu akompaniamentu. Bardzo ciekawie zabrzmiał głos wokalistki – Oli, która swoim czystym, jasnym głosem oddała w pełni urok kolędowych melodii. W każdym z utworów, jakby w kontrapunkcie do prostej linii melodycznej, zespół dodawał albo improwizację gitarzysty Tomka, albo krótszą lub dłuższą wokalizę Oli. Widać było, że w tych momentach artyści dawali upust swojej niczym nieskrępowanej radości grania i śpiewania.
Kolejne trzy utwory to pełne spontaniczności: Anioł pasterzom mówił, Dzisiaj w Betlejem i Z narodzenia Pana. Również te kolędy zabrzmiały na scenie „Absurdu” znajomo w linii melodycznej, a jednocześnie bardzo współcześnie jeśli chodzi o harmonizację i rytm.
Tę część koncertu „Poleńka” uwieńczyła kolędą Cicha noc, gdzie Ola ukazała cały swój kunszt wokalny jazzowo traktując linię melodyczną, nic nie tracąc zarówno jeśli idzie o tekst, jak i o klimat tej, chyba najbardziej popularnej na całym świecie i rozmaicie interpretowanej kolędy.
Druga część wieczoru w „Absurdzie” upłynęła na klimatach folkowych. Nic dziwnego, zespół „Poleńka” właśnie w wykonywaniu tego rodzaju muzyki osiągnął swoje największe – jak dotychczas – sukcesy (o których pisałem wcześniej).
Pierwszym utworem zaprezentowanym zgromadzonej w „Absurdzie” publiczności była kurpiowska melodia ludowa U jeziorecka, brawurowo zaśpiewana przez Olę Jastrzębską, a także wirtuozowsko zaakompaniowana przez pozostałych członków zespołu „Poleńka”.
W dalszym ciągu koncertu zabrzmiała piękna, śląska melodia ludowa Matulu moja. Jest to utwór, który wykorzystany został m.in. przez takich kompozytorów, jak Stanisław Wiechowicz (również pedagog, dyrygent i krytyk muzyczny), czy Kazimierz Sikorski, którego podręczniki harmonii, instrumentoznawstwa z akustyką, form muzycznych były podstawowym źródłem wiedzy w tych dziedzinach dla uczących się w średnich i wyższych szkołach muzycznych w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku (ja także z nich zdobywałem muzyczną wiedzę teoretyczną).
Na zakończenie drugiej części koncertu zabrzmiała W polu lipeńka – pieśń z regionu Mazowsza, którą ma w repertuarze również Anna Maria Jopek. W wykonaniu Oli Jastrzębskiej ta melodia zabrzmiała prosto, ale również bardzo dramatycznie. Przyczynił się do takiego klimatu niewątpliwie akompaniament, z wielką kulturą wykonywany przez sekcję rytmiczną.
Cały koncert został bardzo ciepło przyjęty przez przybyłą nań publiczność, w większości młodą i bardzo młodą; ja byłem chyba najstarszy wiekiem. Oczywiście nie obyło się bez bisu, którym okazał się utwór U jeziorecka, ukazujący cały kunszt wokalny i instrumentalny zespołu „Poleńka”.
Teraz kilka słów na temat muzyków stanowiących zespół „Poleńka”. Najpierw zacznę od założycieli, czyli Oli i Tomka.
Ola Jastrzębska – wokalistka i skrzypaczka. Jej przekazywanie tekstu oraz linii melodycznej utworów jest bez zarzutu. Posiada ładną barwę głosu, zaś jej wokalizy, od których nie stroni w każdym z utworów, łączą prostotę z chęcią jazzowego i wariacyjnego potraktowania tematu muzycznego. Podobnie jest z grą na skrzypcach. Ola gra w większości tzw. szerokim smyczkiem. Unika gry staccato, a więc ostrzejszego potraktowania melodii. Nie jest to silenie się na archaiczny styl wykonywania utworów folkowych, lecz przekazanie za pomocą instrumentu emocji związanych z wykonywaniem tychże.
Tomek Stradomski gra na gitarze. Znam go od kilku, czy też kilkunastu lat. Widzę stały rozwój jego warsztatu artystycznego ewoluującego od rockowego, czy też popowego traktowania instrumentu do stylu bardziej jazzowego, opartego na skomplikowanych pochodach akordów (nierzadko nonowych, zwiększonych, w przewrotach). Do tego dochodzi dojrzała improwizacja, co prawda oparta o ośmiotaktowy (lub jego wielokrotność) kanon formy muzycznej, ale urozmaicona zmiennym rytmem. W połączeniu z prostotą utworów folkowych daje niespotykany efekt, nowatorskiego spojrzenia na muzykę ludową.
Do tych postaci dostroili się pozostali członkowie zespołu „Poleńka”: Kacper Zasada i Kuba Szydło.
Ten pierwszy – gra na kontrabasie. I to jak! Biegłość lewej ręki przemierzającej długi przecież gryf największego instrumentu smyczkowego koresponduje z pizzicato prawej dłoni, która nadaje odpowiedni rytm. Ciekawe jest również brzmienie instrumentu Kacpra – jakby trochę brzęczące (może to efekt nagłośnienia), ale bardzo ubogacające brzmienie całej sekcji rytmicznej. Muzyk ten nie stroni także od używania smyczka, co się bardzo chwali.
Wreszcie perkusista – Kuba. Schowany na scenie za pozostałych członków zespołu wcale nie jest tym „ostatnim”. Gra z wyjątkową kulturą, używa miotełek, talerzy, a także instrumentu o nazwie kahon (z hiszp. cajon – „skrzynia”) – drewniany instrument perkusyjny o kształcie prostopadłościanu. Gra się siedząc okrakiem i uderzając dłońmi w przednią ścianę pełniącą funkcję membrany, do której często od wewnętrznej strony przymocowane są sprężynki lub struny nadające charakterystyczny pogłos. Tylna ściana posiadająca otwór tworzy pudło rezonansowe. Pomimo orientalnego pochodzenia, kahon doskonale uzupełniał sekcję rytmiczną, szczególnie dzięki wysokim umiejętnościom gry Kuby.
Film powstał ze zdjęć zrobionych podczas koncertu
17 stycznia 2014 roku w klubie „Absurd 228”
oraz nagrania utworu „U jeziorecka”
wykonanego wcześniej w warunkach domowych
Powyższy film, zawierający utwór „Matulu moja”
został zrealizowany przez ekipę MIEJSCOVNIKA.PL
również w warunkach domowych
Pragnę jeszcze przytoczyć kilka odpowiedzi na zadane po koncercie Tomkowi Stradomskiemu moje pytania:
• Skąd się wzięła nazwa Waszego zespołu i jak się odnaleźliście w obecnym składzie?
— Jeśli idzie o nazwę, jest to bardzo dowolnie połączenie trzech wyrazów: Polska – chcemy, żeby nasza muzyka była polska, czerpała z polskiej kultury/tradycji. Oleńka – zdrobnienie imienia Aleksandry (współtwórczyni zespołu). Dodatkowo jest skojarzenie z polanką, co przywołuje na myśl polski krajobraz. ;-)
Na drugą część pytania odpowiem tak: założyliśmy zespół z Olą. Pozostali instrumentaliści to nasi znajomi.
• Czy zespół ma stałe miejsce prób, menagera, sponsora?
— Nie :-( , nie :-( , nie :-( .
• Jeśli szukacie wciąż swojego stylu – czy znacie chociażby mgliście cel, do którego dążycie?
— Zbyt gęsta mgła, by coś powiedzieć ;-) . Natomiast na pewno chcemy tworzyć autorską muzykę.
• Czy chcecie się pochwalić swoim wykształceniem muzycznym?
— Nie czujemy takiej potrzeby ;-) . Ogólnie: każdy z nas ma coś wspólnego z Wydziałem Jazzu Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych im. F. Chopina w Warszawie przy ul. Bednarskiej.
• Wasze aranżacje melodii (pieśni) ludowych są dość specyficzne. Czy harmonizację utworów macie zaplanowaną, czy idziecie na żywioł (improwizujecie)?
— Harmonię mamy w znakomitej większości przypadków ułożoną wcześniej. Natomiast staramy się interpretować te utwory w zależności od miejsca, nastroju etc. Dajemy sobie dużą swobodę twórczą, zależną również od koncertowej publiczności.
• Kilka granych przez Was kompozycji ma metrum 3/8. Czy łatwo jest Wam grać je w konwencji jazzowej?
— Granie na trzy jest charakterystyczne dla polskiej muzyki ludowej, nie mamy z tym problemu ;-) .
• I jeszcze pytanie skierowane do Oli: Czy trudno jest śpiewać polskie pieśni ludowe przy towarzyszącym synkopowanym rytmie gitary, kontrabasu i perkusji? Przecież to zupełnie odmienne żywioły, jak ogień i woda.
— Dla mnie synkopa jest czymś naturalnym i również kojarzę to z muzyką polską (jako dziecko uczyłam się synkopy na przykładzie krakowiaka) i – szczerze mówiąc – uważam, że polskie melodie ludowe i synkopa to jeden żywioł :-) . Za to „mocne”, rytmiczne granie zespołu bardzo pomaga mi w budowaniu muzycznego napięcia.
*
Kończąc reportaż chciałbym życzyć całemu zespołowi wiele sukcesów na polskiej scenie muzycznej, a także… znalezienia możnego mecenasa i wydania płyty.
Tekst i zdjęcia: Krzysztof Bachorzewski