google0d32ab1f75dbe813.html

Rozmowa z sędzią J. Kasicką - reportaże i wspomnienia

Przejdź do treści

Menu główne:

Reportaże, artykuły > Gazeta Sądowa > 2007

Z dziennikarzami
można się zaprzyjaźnić


z rzecznikiem prasowym
Sądu Okręgowego w Płocku,
prezesem Zarządu Oddziału Płockiego
Stowarzyszenia Sędziów Polskich IUSTITIA,

sędzią JOANNĄ KASICKĄ

rozmawia
Krzysztof Bachorzewski


Pani sędzio, Zespół ds. kontaktu z mediami działający przy Stowarzyszeniu Sędziów Polskich IUSTITIA wraz z płockim oddziałem tego stowarzyszenia i Sądem Okręgowym w Płocku był organizatorem konferencji pod hasłem: III i IV władza – komunikacja? Czy, zdaniem Pani, było to spotkanie owocne? Czy spełniło oczekiwania środowiska sędziowskiego?


— Ideą organizatorów było spełnienie oczekiwań obu środowisk: sędziom przybliżyć warsztat dziennikarski, dziennikarzom przedstawić trud pracy sędziego i zrozumieć jego specyfikę. Umożliwiliśmy uczestnikom konferencji przedstawienie racji, postulatów obu środowisk. Przekonaliśmy się, że rzeczywistość pracy i sędziego, i dziennikarza jest niezwykle trudna, napięta i specyficzna. W tym kontekście pojawiło się zatem pytanie: czy w obliczu tak skomplikowanych uwarunkowań jest w ogóle możliwa owocna i planowa współpraca z mediami? Wniosek uczestników konferencji: oczywiście, że tak! Właśnie dzięki znajomości realiów pracy w tej branży można łatwiej postawić się w sytuacji konkretnego dziennikarza i samemu ocenić, jak postąpić. Konferencja była owocna, spełniła – moim zdaniem – oczekiwania obu środowisk.

Niewątpliwie rozczarował mizerny udział w konferencji dziennikarzy czołowych polskich tabloidów. Czyżby tylko poszukiwanie sensacji za wszelką cenę, kosztem lekceważenia znajomości procedur sądowych, było celem działalności zawodowej tzw. dziennikarzy śledczych?


— Myślę, że tak nie jest. Dziennikarz to nie tylko osoba, która zbiera i przekazuje wiadomości, w większości dziennikarze mają świadomość i przekonanie, że wypełniają społeczną misję. Wyemitowany materiał odnosi skutek, ponieważ społeczeństwo, co do zasady, wierzy mediom. W Polsce rynek mediów przechodzi w ostatnich latach ogromną przemianę. Powstały nowe tytuły, pojawiła się rzeczywista konkurencja, rozpoczęto wydawanie kolorowych magazynów, wprowadzono tytuły na licencjach zagranicznych. Konkurencja powoduje wyścig o ciekawą, sensacyjną informację, która przyciągnie czytelnika (widza, słuchacza). Program konferencji nie przewidywał żadnych sensacji...

Czy Pani zdaniem, dziennikarze nie przekraczają w niektórych swoich wypowiedziach i ocenach delikatnej granicy rzetelności dziennikarskiej, nakazującej weryfikację lub falsyfikację stawianych przez nich hipotez?

— Środowisku sędziowskiemu nie chodzi o kwestionowanie autonomii IV władzy, ale po prostu o rzetelność przekazu. To jest podstawowy problem. Od dziennikarza wymagam, by kreując fakty i przedstawiając je społeczeństwu miał pełną wiedzę na temat, który porusza i dociera do obu stron konfliktu. Dziennikarz, który wykracza poza rolę sprawozdawcy i wyraża swoją opinię powinien wykazać należytą staranność w opracowaniu relacji. Wydaje mi się, że faktycznie dziennikarze nie ponoszą odpowiedzialności za podanie nierzetelnej informacji. Jest jeszcze jeden problem. Doświadczenia ostatnich lat nie napawają optymizmem w zakresie relacji wymiaru sprawiedliwości i mediów. Politycy i media odnoszą się do wyroków sądowych i je komentują. To naturalne. Problem tkwi w tym, w jaki sposób to się odbywa. W ostatnim czasie sędziowie zostali agresywnie zaatakowani przez polityków. Orzeczenia oraz praca sędziów są krytykowane i przedstawiane przez media w sposób znacznie przekraczający dobre obyczaje. Nasuwa się zatem pytanie: czy dziennikarze nie stają się narzędziem w rękach polityków?

Jest Pani sędzia rzecznikiem prasowym Sądu Okręgowego w Płocku. Jakie ma Pani osobiste refleksje związane z kontaktami z mediami?


— Rozpoczynając pracę rzecznika poczyniłam założenie, szczególnie jeśli chodzi o systematyczne kontakty z mediami lokalnymi, że z dziennikarzami można się zaprzyjaźnić, a współpracę opierać na wzajemnej sympatii. Przyjazne stosunki w bieżących kontaktach okazały się niezwykle potrzebne i cenne dla obu stron. Udało mi się na wypracować model współpracy oparty na obopólnym szacunku i zrozumieniu. Strategia ta nie może jednak odnosić się do wszystkich, zwłaszcza poszukujących sensacji przedstawicieli tabloidów. Tu w działaniu dziennikarza górę weźmie chęć zdobycia ciekawej, sensacyjnej informacji, nie zawsze rzetelnie przekazanej. Stąd w tych relacjach wykazuję niezwykłą ostrożność. Dobra współpraca z mediami może dostarczyć wiele powodów do radości i satysfakcji. Trzeba jednak otwarcie powiedzieć także, iż osiągnięcie tych celów jest trudne, stresujące, obarczone dużym ryzykiem i licznymi przejawami niezrozumienia ze strony otoczenia.

Orzeka Pani sędzia w sprawach pracy i ubezpieczeń społecznych. Czy takie sprawy są dla mediów ciekawe?


— Nie tylko sprawy karne budzą zainteresowanie mediów. Dziennikarze interesują się tematami, na które występuje aktualnie zapotrzebowanie społeczne. Społeczeństwo zaś w ostatnich latach łaknie informacji również o sprawach gospodarczych, szczególnie na gruncie postępowań upadłościowych. Bardzo modnym tematem w dziedzinie prawa pracy jest mobbing. Wzrosła ilość procesów wytaczanych przez pracowników, którzy czują się dyskryminowani przez pracodawców. Takie sprawy budzą społeczne emocje.

Czy zdarzyła się Pani sytuacja, w której nie można było udzielić wyczerpującej odpowiedzi na postawione pytanie i później, w mediach zostało to Pani sędzi wytknięte?


— Podam inny przykład, który mnie osobiście dotknął. Udzielałam wywiadu telewizyjnego dla znanego programu TV o sensacyjnej formule; sprawa dotyczyła postępowania o demoralizację nieletniego, które toczyło się przed sądem rodzinnym. Wyczerpująco i szczegółowo przedstawiłam stan faktyczny sprawy oraz specyficzne przepisy procedury w sprawach nieletnich, nieletni sprawca nie miał bowiem ukończonych trzynastu lat. W relacji telewizyjnej odtworzono jedno wyrwane z kontekstu wypowiedziane przeze mnie zdanie, zaś obrazem do tej wypowiedzi było zbliżenie moich dłoni. Co miało sugerować? Można się jedynie domyślać.

Co Pani sędzia robi w przypadku, gdy spotka się z nierzetelnym przekazem informacji, przekroczeniem granicy krytyki orzeczenia sądowego?


— Korzystam wówczas z przewidzianych prawem prasowym sprostowań i odpowiedzi, które są również elementem kontaktów z mediami – niezwykle istotnym. Zdarza się jednak, że trudno jest wymóc na redakcjach druk sprostowania lub odpowiedzi. Kilkakrotnie nawiązałam indywidualny kontakt z dziennikarzem i zaproponowałam pomoc przy pracy nad następnym artykułem. Miało to jednak miejsce w przypadku spraw o mniejszym ciężarze gatunkowym, ale zaowocowało na przyszłość.

Zmieńmy temat. Płock, jedno z najstarszych polskich miast. Niegdysiejsza stolica – siedziba królów, a co za tym idzie centrum władzy, również sądowniczej. Czy ten historyczny bagaż ma obecnie jakikolwiek wpływ na wykonywanie zawodu przez płockich sędziów?


— Sędziowie orzekający w płockich sądach bardzo ciężko pracują. Wciąż przybywa nam obowiązków, ale w nawale pracy pamiętamy o tym, że budujemy autorytet wymiaru sprawiedliwości. Znajdujemy również czas i wolę na to, by ramach działalności Stowarzyszenia poprawiać sprawne funkcjonowanie sądu oraz kształtować pozytywne strony wymiaru sprawiedliwości. W lokalnych realiach staramy się przedstawiać nowy wizerunek sądu uczestnicząc w kolejnych programach informatyzacji resortu. W zabytkowych, pięknie odnowionych budynkach sądów, położonych na Wzgórzu Tumskim, w pobliżu bazyliki katedralnej, gdzie znajdują się groby polskich władców, pojawiła się elektroniczna wokanda, elektroniczna księga wieczysta i multimedialny sprzęt do przeprowadzania wideokonferencji. To napawa optymizmem!

Dziękuję za rozmowę.


Zdjęcie Krzysztof Bachorzewski


Rozmowa została opublikowana w Gazecie Sądowej nr 3 (153) z marca 2007 roku

 
Copyright 2015. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego