google0d32ab1f75dbe813.html
Menu główne:
Co wielkość kraju tworzy? Gest szeroki,którym się puszą dworscy politycy? –Czy ten krok, którym dziejów robotnicymaszerują drogami epoki? –Królowali nad nami królowie.Panowali nad nami – panowie.Okrutne były rządy. – Lecz cóż z tego, jeśliswój los i życie naród sam określił.Chociaż umęczony, katowany knutem,żył w wiecznej grozie i krwią broczył.To po dawnemu – mgłą smutku zasnute,ma dobre cierpiętnicze oczy.Dzwoniąc łańcuchami poniżeniadrogą honoru idziesz i miłości.Tyś! Rosjo – do swojej wielkościdoszła przez wielkie cierpienia.Dumni jesteśmy z młodej ojczyznyw którą nasz los się wcielił.I nikt nie wydrze nam komunizmuktóryśmy wycierpieli.Nie ma pychy, ani uczuć niskichw tej dumie z ciebie, ziemio męstwa.Przyjmij ten pokłon, narodzie rosyjski,za dobroć – i za zwycięstwa.
Aleksander BłokScytowieMiliony was. Nas — niezliczony rój.Spróbujcież tylko walczyć z nami!My — Scytów ród. Osmalił Azji znójnam twarz z skrzącymi się oczami.Powolny wiek wasz dla nas biczem trząsł.My niewolniczej wierni doli,jak tarcza staliśmy wśród wrogich rasEuropy i Mongolii!Stulecia długie stary młot wasz kułi głuszył grzmiący huk lawiny;i tylko baśnią w waszych snach się snułLizbony upiór i Messyny!Przez setki lat patrzyliście na wschódniesyci z skarbów nas wywłaszczyći szydząc wciąż, czekaliście, gdy głódwasz zaspokoją armat paszcze!Lecz bliska chwila. Rośnie nędza lati każdy dzień wciąż krzywdy mnoży.Nadejdzie czas, gdy zniknie nawet śladpo waszych rojnych miastach może.O, stary świecie! Spłacasz życiu dańi słodka męka tobą, włada.Zatrzymaj się, jak mądry Edyp stańprzed sfinksem, co zagadkę zada.Bo Rosja — sfinks. Czy ssie ją smutku wąż,czy spływa śmiechem, czy krwią broczyi z nienawiścią i z miłością wciążwpatrzone w ciebie są jej oczy.Bo kochać tak, jak kocha nasza krew,nikt z was się dawno nie ośmiela!Nie wiecie wy, jak brzmi miłości śpiew —tej, która pali i spopiela!Kochamy wszystko — jak żar zimnych liczb,tak i natchnienia dar proroczy.Zarówno płonie nam galijski znicz,jak i germański geniusz mroczny...I bliski nam paryskich ulic żar,weneckich mostów mrok ponury,i wonnych gajów cytrynowych czar,i tumu kolońskiego mury.Kochamy ciało, żywą ludzką twarzi ciała barwę, smak i zapach...Czyż będziem winni, kiedy szkielet waszzachrzęści w naszych ciężkich łapach ?Przywykliśmy, chwytając grzywy włos,ogierom rączym w biegu sprostać,przetrącać koniom pacierzowy stosi niewolnice biczem chłostać...Więc chodźcie do nas! Od wojennych burzw pokoju idźcie świętą ciszę!Dopóki jeszcze czas, do pochwy nóż!Będziemy braćmi, towarzysze!A jeśli nie, — wypadków inny bieg,nas również stać na wiarołomstwo.Przekleństwem będzie was przez długi wiekwciąż ścigać chore, złe potomstwo.Szeroko w dal przez puszcze i przez stepprzed Europą urodziwąrozstąpim się i zobaczycie wnetAzjatów paszczę chciwą!Więc śpieszcie wszyscy na uralski front,już wolny plac, gdzie wnet zatańcząstalowych maszyn huk i dymu swądz mongolskich dzikich hord szarańczą.Lecz nie będziemy już wam tarczą, nie!Do boju. nie przystąpim sami.Popatrzym, jak śmiertelna walka wre,wąskimi swymi źrenicami.Nie ruszym z miejsca, kiedy Hunnów dziczstolice spali, krzyż znieważyi gdy plądrując będzie głośno wyć,i mięso białych braci smażyć.Ostatni raz — o, stary świecie, jużna bratnią ucztę pracy, zgody,ostatni raz na ucztę bratnich duszbrzmi alarm barbarzyńskiej ody.1918