Po emocjach związanych z wczorajszym (18 maja) uczestnictwem w obchodach osiemdziesiątej rocznicy bitwy o Monte Cassino, w dniu dzisiejszym według planu VII rajd Monte Cassino Intermarium miał w planie przejazd z Borgo Patierno do Pompejów pod Neapolem, a następnie przejazd niejako w poprzek Półwyspu Apenińskiego na Półwysep Gargano, a dokładniej – na Monte Sant'Angelo.
Stało się jednak trochę inaczej, ale o tym nieco później. Chciałbym kilka zdań poświęcić miejscu, gdzie mieliśmy dwa noclegi, to znaczy Borgo Patierno Agristor Country House. Ta nazwa włosko-angielska oznacza coś, co u nas w Polsce można określić jako agroturystykę. Na miejscu jest właściwie wszystko, co jest potrzebne do krótszego lub dłuższego pobytu, a więc: wygodne pokoje rodzinne i typowo hotelowe, restauracja i bar. A na zewnątrz
zadbany ogród z tzw. małą architekturą, miejscem zabaw dla dzieci, zaś wszystko to otoczone jest gajem oliwkowym oraz winnicą. W pobliżu nie ma innych domów, zaś na horyzoncie majaczą góry miejscami zwieńczone skałami. Niepokojący był dla mnie jednostajny szum dochodzący gdzieś od podnóża gór. W odległości kilometra w linii prostej biegnie bowiem autostrada i to nie byle jaka – Autostrada del Sole (Autostrada Słońca).
*
Dobry nastrój towarzyszył mi od samego obudzenia około 6 rano. Postanowiłem jak najszybciej wybrać się na spacer w obrębie miejsca naszego noclegu. Po nim, już niemal tradycyjnie Msza święta, a po niej śniadanie w czasie którego komandor rajdu – Artur, przedstawił szczegółowy plan jazdy na dzień dzisiejszy.
Około godziny 9 ruszyliśmy w trasę mając do pokonania około 400 km. Nie wjechaliśmy na pobliską Autostradę Słońca lecz biegnącą równolegle do niej drogę jednojezdniową, którą po kilkudziesięciu kilometrach dojechaliśmy do miejscowości San Salvatore Telesino.
Czekała tu na nas nie lada niespodzianka. Otóż zostaliśmy przyjęci i to bardzo serdecznie przez
najbliższą rodzinę jednego z motocyklistów – Roberta,
nota bene szwagra Sebastiana – kierowcę busa, którym podróżowałem. Zostaliśmy ugoszczeni pysznym rosołem z kluseczkami, a ja miałem możliwość nawet krótkiej drzemki.
Nadszedł jednak wkrótce czas rozstania bowiem czekał na nas jeszcze szmat drogi.
*
Do tej pory nie rozumiem decyzji Sebastiana o skierowanie się bezpośrednio w kierunku Półwyspu Gargano, zamiast wraz z motocyklistami jechać do Neapolu i dalej do Pompejów. Być może chodziło o czas i pogodę, która była dość niestabilna. Po prostu zanosiło się na opady deszczu. Tak więc rozstaliśmy się z uczestnikami rajdu, którzy skierowali się na autostradę do Neapolu, my zaś ruszyliśmy jakby w przeciwnym kierunku, w kierunku majaczących w oddali pasm górskich.
Sebastian, który już bywał w tych stronach, śmiało skierował auto w stronę coraz to bardziej stromych i węższych dróg. Po jakimś czasie dopadła nas potężna ulewa, niemniej jednak posuwaliśmy się, może wolniej, ale jednak na wschód, przekraczając lub trawersując kolejne pasma górskie. Już wydawało nam się, że deszcz ustaje, by po chwili znaleźć się w ulewie.
Po przekroczeniu Apeninów z minuty na minutę deszcz stawał się coraz słabszy, a gdy wjechaliśmy na obwodnicę miasta Foggia przestało padać. Dalej jechaliśmy wzdłuż wybrzeża Adriatyku niemal po płaskim, lecz po naszej lewej stronie teren się podnosił, to był znak, że zbliżamy się do Półwyspu Gargano. Wreszcie, po przejechaniu obwodnicy Manfredonii ujrzeliśmy Monte Sant'Angelo – cel naszej dzisiejszej jazdy. Lecz, aby tam wjechać, trzeba było pokonać niemal 800 metrów różnicy poziomów drogą wijącą się licznymi serpentynami (ponad dwadzieścia).
Ostatecznie przyjechaliśmy pod Dom Pielgrzyma na Monte Sant'Angelo jako pierwsi. Motocykliści bowiem jechali dłuższą trasą z zatrzymaniem się w Pompejach i krótkim ich zwiedzaniu.
Wcześniej napisałem „pod dom pielgrzyma” i tak właśnie trzeba to interpretować, gdyż wejście do niego jest na poziomie parkingów, zaś recepcja znajduje się na szóstym piętrze, na wysokości placu przed bazyliką Sanktuarium św. Michała Archanioła.
Tu, w recepcji próbowaliśmy (a właściwie Sebastian) porozumieć się w sprawie zarezerwowanych miejsc noclegowych dla całej naszej grupy. Wielkie ogarnęło nas zdumienie i przede wszystkim ulga, gdy wchodząca do recepcji siostra zakonna odezwała się do nas: Proszę mówić po polsku. Okazało się, że tym miejscem opiekują się księża michalici, a także siostry ze zgromadzenia św. Michała Archanioła. Obok parkingu i wejścia do domu pielgrzyma znajduje się potężne
Auditorium Beato Bronislao Markiewicz. Kustoszem sanktuarium jest również ksiądz Polak. Ale o nim będę pisał nieco później.
Tymczasem, gdy już zapadał zmierzch, przyjechali uczestnicy rajdu po „zaliczeniu” Pompejów. Przede wszystkim mówili, że podczas ich jazdy, nie było deszczu. Widzieli jedynie na horyzoncie, w głębi lądu ciemne chmury zwiastujące opady.
Pewnym zaskoczeniem i to bardzo miłym stało się zaproszenie do restauracji Domu Pielgrzyma na kolacyjny poczęstunek. Skwapliwie skorzystaliśmy z tej możliwości. W trakcie jedzenia mieliśmy możliwość obserwacji włoskiej odmiany przyjęcia z okazji pierwszej komunii świętej. Obok, w innej sali, zgromadzeni byli goście oraz główni bohaterowie uroczystości, odświętnie ubrani. Dzieci komunijne, jak to dzieci, szalały biegając po zakamarkach Domu Pielgrzyma i ciesząc się oczywiście z prezentów. Gdy już zaspokoiliśmy głód i dokonaliśmy wszystkich czynności związanych z zameldowaniem, rozeszliśmy się do swoich pokojów na zasłużony odpoczynek.
Na tym zakończył się dziewiąty dzień VII rajdu Monte Cassino Intermarium.