W tym roku minie siedemdziesiąta piąta rocznica urodzin oraz piąta rocznica śmierci Stanisława Moryto – rektora Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina, pedagoga, kompozytora i organisty. Między innymi rocznica ta stała się przyczyną zorganizowania koncertów propagujących twórczość Jego jako kompozytora, a także nagrania wszystkich dzieł kameralnych przez Prima Vista String Quartet, którego znajomość z Mistrzem trwała od wielu lat.
29 stycznia jeden z takich koncertów odbył się w Pałacu w Jabłonnie. Pragnąłem być słuchaczem tego wydarzenia. Niestety, niedyspozycja fizyczna nie pozwoliła mi na to. Ale już niebawem (5 lutego br.), ten sam repertuar został powtórzony na koncercie, który odbył się w siedzibie Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego im. Stanisława Moniuszki, w Pałacu Szustra. Tym razem nie było żadnych przeszkód, bym mógł nasycić się muzyką jednego z najciekawszych kompozytorów polskich schyłku XX i początków XXI wieku, a jednocześnie osoby wielu talentów.
*
Zanim przejdę do relacji z koncertu, wspomnę o moich życiowych ścieżkach kilkakroć krzyżujących się ze Stanisławem Moryto. Chodziliśmy do tego samego Liceum Muzycznego w Warszawie, ja – bodajże – o jedną lub dwie klasy wyżej. Z różnych względów przerwałem kształcenie w zawodzie muzyka altowiolisty, choć nadal ona, to znaczy muzyka (tym razem nie klasyczna) była na życiowym, pierwszym planie.
Kilka dni temu pytałem moich znajomych z tamtych lat o Stanisława, ale jeden z nich powiedział, że choć razem chodzili do jednej klasy, niewiele miał do powiedzenia, gdyż w tej szkole czas nawiązywania bliższych kontaktów towarzyskich był mocno ograniczony (rano lekcje ogólnokształcące i ogólnomuzyczne (m.in. instrumentoznawstwo z akustyką, solfeż, harmonia – nauka o akordach, formy muzyczne, historia muzyki), później indywidualne lekcje gry na wybranym instrumencie i lekcje gry w szkolnej orkiestrze, czy też zespołach kameralnych, a po powrocie do domu – ćwiczenia, ćwiczenia, odrabianie lekcji...). Drugi z kolegów – mieszkaniec Dziekanki (bursy dla uczniów szkół artystycznych) i sąsiad Stanisława Moryto stwierdził, że był on człowiekiem skrytym, nieco mrukliwym, stroniącym od uciech, które czekały na spragnionych wolności nastolatków po drugiej stronie Krakowskiego Przedmieścia.
Nasze spotkanie i kurtuazyjna wymiana kilku zdań miało miejsce 18 listopada 2008 roku podczas konkursu organowego dla uczniów szkół muzycznych w szkole na Krasińskiego. Stanisław Moryto występował w charakterze członka jury, a również honorowany jako rektor UMFC. Dziesięć lat później uczestniczyłem w pogrzebie koleżanki klasowej, reżysera dźwięku i filozofa, dziekana Wydziału Kompozycji, Dyrygentury i Teorii Muzyki UMFC Jagny Dankowskiej. Tam, z ust koleżanek i kolegów klasowych dowiedziałem się o śmierci Stanisława Moryto.
Niedzielny koncert w Pałacu Szustra odbył się w nietypowej, jak dla tzw. wysokiej sztuki, godzinie – w samo południe. Przybyłych słuchaczy ciepło powitała w imieniu Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego Monika Nowicka i przekazała mikrofon pierwszemu skrzypkowi Prima Vista String Quartet – Krzysztofowi Bzówce. Ten, z wielką swadą i w prostych słowach przedstawił program koncertu. Jego słowa spotkały się z żywym przyjęciem publiczności, wśród której była liczna gromadka młodzieży wietnamskiej. Nie bez przyczyny zresztą, gdyż wśród artystów biorących udział w koncercie była młodziutka pianistka tej nacji – Phan Ha Ngan. Koncert zainaugurował utwór „Pastorale" na kwintet smyczkowy. Sama nazwa sugerowała według definicji Słownika Języka Polskiego utwór spokojny, ukazujący nieco beztroskie życie wiejskie. I rzeczywiście, pierwsze takty to jakby nawiązanie do pastuszego grania na wierzbowych fujarkach. Czasem nieco chropawe, dysonansowe akordy przechodzące w mało skomplikowaną linię melodyczną były wydobywane przy pomocy flażoletów przez dwóch skrzypków, altowiolistę oraz – co ciekawe – przez dwóch wiolonczelistów. Taki skład instrumentalny powodował to, że każdy akord posiadał głęboką podstawę harmoniczną, ściśle dopasowaną do głosu wiodącego. A ten przechodził, tak przynajmniej mnie się wydawało, w dźwięki starodawnych pieśni adwentowych. Przejście do dalszych fragmentów utworu następowało poprzez kilkukrotny kontrapunkt w postaci melodii granej pizzicato. Temat główny kompozytor wielokrotnie powtarzał później w wersji legato prowadzonej po kolei przez poszczególne instrumenty. Temat ten ewoluował następnie swoją linią melodyczną w kierunku przypominającym mazowieckie melodie ludowe, jednak z wyraźnym, synkopowanym rytmem proweniencji góralskiej. Niewątpliwie był to ukłon Stanisława Moryto krainie swojego pochodzenia – Sądecczyźnie. Piękne w swojej prostocie było zakończenie „Pastorale", w którym z bardzo rozbudowanej harmonicznie subdominanty kompozytor wyprowadził brzmiącą niemal jak unisono tonikę.
Jako słuchacz odebrałem „Pastorale" bardzo osobiście. Sprawił to nie tyle fakt, że kompozytor chodził do tego samego liceum muzycznego co ja, a także poznałem go osobiście podczas konkursu dla młodych organistów im. Mariana Sawy w 2008 roku, gdzie jako JM Rektor Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina i jako organista zasiadał w szacownym jury. Stanisław Moryto w tym utworze czerpał z nieprzebranych zasobów polskiego folkloru, który stał się pod koniec XX wieku, poprzez grę w kapeli jednego z mazowieckich zespołów folklorystycznych, moim wielkim zaskoczeniem i fascynacją. Słuchając „Pastorale" i znajdując cechy wspólne między sztuką wysoką a folklorem (czy też odwrotnie) odczuwam więź między nimi oraz satysfakcję z tego, że choć nie zostałem muzykiem zawodowym, to jednak spełniłem się w innej roli, dla mnie tak samo ważnej w życiu.
Kolejnym punktem programu koncertu w Pałacu Szustra, poświęconego w całości twórczości kompozytorskiej Stanisława Moryto był Mały koncert na fortepian i kwintet smyczkowy. Wykonawcami tego rozbudowanego formalnie utworu byli: Prima Vista rozszerzona instrumentalnie do kwintetu smyczkowego oraz młodziutka i wielce obiecująca pianistka pochodzenia wietnamskiego, wychowanka prof. Beaty Moryto, Phan Ha Ngan. Utwór, choć tradycyjnie trzyczęściowy: I. Allegretto grazioso, II. Adagio sensibile, III. Allegro con moto; wybrzmiał w szacownym Pałacu Szustra bardzo współcześnie. Pierwsza część, bardzo synkopowana, najeżona dużymi trudnościami technicznymi partii fortepianu odkryła cały kunszt pianistyczny i pewną zadziorność młodej artystki. Brak było u niej oznak jakiejkolwiek tremy, czy obawy przed postawionym przez kompozytora zadaniem. Czasem partia fortepianu nikła wśród rozpływających się akordów akompaniamentu smyczków by nieoczekiwanie zaskoczyć słuchaczy wyjściem na pierwszy plan mocnym, na przemian pasażowym i akordowym oraz synkopowanym tematem głównym. Niespodziewanie temat przeciwstawny to rozlewająca się kantylena nieco przypominająca muzykę okresu romantyzmu, śmiem twierdzić, że dostrzegłem tu wpływy chopinowskie. Ten fragment utworu szczególnie zapadł mi w pamięć... i serce, gdyż Stanisław Moryto szczególną rolę towarzyszenia fortepianowi powierzył altówce (należą się słowa uznania dla odtwórcy tej partii – altowiolisty Marka Czecha za jego grę). Tu dygresja: w liceum muzycznym kształciłem się właśnie w grze na tym instrumencie. Zresztą zauważyłem, że Stanisław Moryto w swoich kompozycjach kameralnych traktuje jednakowo wszystkie partie instrumentalne, w pewnym sensie nie degradując do roli akompaniatora innych kameralistów, którzy akurat w tym momencie nie prowadzą tematu głównego. Po tym, jakże miłym memu sercu fragmencie Adagia teneramente, nastąpił powrót do rytmicznego, żywego tematu głównego, jakby zaprzeczającego swojej nazwie.
Druga część Małego koncertu na fortepian i kwintet smyczkowy to pełne powagi Adagio sensibile. Linia melodyczna to snująca się niezwykle łagodnie, grana na przemian przez fortepian, a następnie przez altówkę i wiolonczele niemal wokaliza. Natomiast partia skrzypiec to przede wszystkim rytmiczne dźwięki akordów. Razem tworzy to jakby dialog lub pytanie i odpowiedź. Tak przynajmniej ja odebrałem ten fragment. Pomimo rozbudowanej, współcześnie brzmiącej harmonii Adagio słucha się miło. Myśli słuchacza ulatują w tym czasie gdzieś w przestworza tematyki miejsca i czasu. Jest jeszcze jedno, dla mnie niesamowicie dojmująco „zabrzmiała" fermata na pauzie w końcowej części Adagia.
Trzecia, najkrótsza część Małego koncertu to Allegro con moto. Stanisław Moryto komponując tę finałową część złożył hołd muzyce klasycznej. Wybrzmiewają tu zarówno harmoniczne, jak i melodyczne wartości, jakie przyświecały takim kompozytorom jak Jan Sebastian Bach, czy nawet Wolfgang Amadeus Mozart. Bowiem odnalazłem typowe dla tych posągowych postaci muzyki pochody rozkładanych akordów, miejscami nawiązania do formy fugi. Majstersztykiem kompozytorskim jest koda, z wielką brawurą zagrana przez Phan Ha Ngan.
Trzecim punktem programu koncertu był utwór Stanisława Moryto zatytułowany Kwartet „Sądecki". Pomimo z włoska brzmiących części: I. Adagio teneramente, II. Andantino ma non tanto, III. Presto rustico; muzyka w sposób bardzo przejrzysty nawiązywała do elementów ludowych związanych z krainą pochodzenia kompozytora – Sądecczyzną. A jest to kraina wieloraka kulturowo: na północy odczuwa się wpływy krakowskie przechodzące w folklor Lachów Sądeckich, na zachodzie i częściowo na południu to kultura górali beskidzkich, gdzie miejscami można odnaleźć wątki kulturowe górali tatrzańskich. Bardziej na południowy wschód to kraina jeszcze bardziej zagmatwana kulturowo poprzez wpływy ludów wołoskich (inaczej zwanych rusińskimi). Miejsce urodzin Stanisława Moryto – Łącko nad Dunajcem leży kilkanaście kilometrów na północ od Szczawnicy zaś kilka kilometrów na wschód od tej ostatniej znajdują się wioski Szlachtowa i Jaworki, będące najdalej na zachód wysuniętymi osadami łemkowskimi (rusińskimi). Kompozytor, dawał wyraz w swych licznych kompozycjach na miłość do tradycyjnej kultury muzycznej, do tej, której słuchał w dzieciństwie, ale również tej, którą poznawał już w wieku dojrzałym podczas licznych wyjazdów „w Polskę".
I tak, pierwsza część Kwartetu „Sądeckiego" to początkowo jakby pieśń śpiewana przez dziewczęta gdzieś na hali. Melodia jest prowadzona wielogłosowo, jakby przelewała się przez góry i doliny. Środkowy fragment nawiązuje w swej melodyce i rytmie do melodii górali podhalańskich. A więc słychać dźwięczące rytmicznie basy i na ich tle melodię opartą o graną w skali zwanej przez wybitnego historyka, muzykologa i etnografa Adolfa Chybińskiego (1880-1952) skalą podhalańską: d, e, fis, gis, a, h, c. Na koniec pierwszej części Kwartetu „Sądeckiego" powraca temat początkowy, przytoczony w celu podsumowania myśli kompozytorskiej Stanisława Moryto.
Niech czytających te słowa nie zmyli tytuł drugiej części tej kompozycji, po włosku brzmiącej Andantino ma non tanto. Jest to po prostu wspaniały, pełen temperamentu i zawadiacki krakowiak. Tu zabłysnął skrzypek kwartetu Prima Vista – Krzysztof Bzówka, wcielając się niemal w prymistę kapeli ludowej swoją grą, a także całą swoją postacią. Po chwili, nagle zupełna zmiana nastroju. Oto następuje liryczna, pełna zadumy fraza kujawiaka. Skąd kujawiak na Sądecczyźnie? Najpewniej Stanisław Moryto postanowił wprowadzić nutę humoru muzycznego, czy nie było to przypadkiem pokazanie przez kompozytora swojego prawdziwego Ja? Mogłaby to wyjaśnić będąca na koncercie Beata Moryto, żona kompozytora i spiritus movens całego tego koncertowego przedsięwzięcia. Pozostawię jednak odpowiedź na moje domysły w zawieszeniu. Bowiem...
...następuje finałowa część Kwartetu „Sądeckiego" i... kolejna konsternacja. To po prostu szalony oberek, rodem z środkowej części Polski. Maestria kompozytorska jest tu zdwojona maestrią wykonawczą. Tempo iście kosmiczne, linia melodyczna także, no i wykonawstwo! Tu pozwolę sobie na wymienienie wszystkich muzyków kwartetu Prima Vista. A więc oprócz Krzysztofa Bzówki – I skrzypce, na wysokości zadania stanęli: Wojciech Hartman – II skrzypce, Marek Czech – altówka i Tomasz Błaszczak – wiolonczela. W kwartecie wymiennie uczestniczyli również Piotr Hausenplas – wiolonczela oraz Paweł Pańta – kontrabas. Wracając do oberka, przepraszam – Presto rustico, najbardziej wirtuozowski był fragment, gdy po kolei, w szalonym tempie poszczególne instrumenty powtarzały ośmiotaktowy temat. Końcowe dwa akordy połączyły się z oklaskami i aplauzem publiczności w jedno.
*
Na zakończenie koncertu Stanisław Moryto in memoriam kwartet smyczkowy Prima Vista wykonał Ciacconę. Utwór został napisany przez kompozytora na orkiestrę smyczkową, jednak w wersji bardziej kameralnej chyba zyskał na intymności, choć geneza tej formy muzycznej jest zgoła inna. Otóż pierwotnie był to taniec teatralny, wywodzący się z Ameryki Południowej, skąd został przeniesiony do Hiszpanii. Według najstarszych hiszpańskich źródeł literackich chaconne w formie ludowej tańczono do tekstu śpiewanego, przy dźwiękach gitary, kastanietów lub tamburyna. Od XVII wieku była obecna we francuskim repertuarze muzycznym jako forma rondo z refrenem na bazie ostinato. Chaconne (nazwa wymienna – Ciacona lub Ciaccona) w metrum trójdzielnym wykonywana jest w tempie umiarkowanym, w charakterze wesołym lub poważnym, podniosłym i uroczystym.
I taka jest Ciaccona Stanisława Moryto. Uroczysta i poważna w charakterze, zaś w formie i harmonii nawiązuje do najlepszych wzorów muzyki renesansu. Jest to bowiem ośmiotaktowy temat z również ośmiotaktowymi wariacjami w metrum 3/4. Nasuwa się pytanie, dlaczego ten utwór został wybrany jako ukoronowanie koncertu. Wydaje się, że powodem może być fakt złożenia pośmiertnego hołdu Stanisławowi Moryto. Nie tylko jako płodnego kompozytora muzyki współczesnej, lecz również wybitnego pedagoga, rektora UMFC i po prostu, zwykłego człowieka.
Takim Go zapamiętałem, gdy zamieniłem z Nim kilka słów podczas wspomnianego przeze mnie na początku reportażu konkursu organowego w Zespole Szkół Muzycznych na ul. Krasińskiego w Warszawie. Takiego Stanisława Moryto przybliżyli publiczności zgromadzonej w Pałacu Szustra artyści wykonawcy Jego utworów. Koncert stał się propagacją artystyczną najwyższej próby twórczości, według mnie niezbyt docenianego przez środowisko krytyków muzycznych, współczesnego polskiego kompozytora. Obym się mylił w tej ocenie.