google0d32ab1f75dbe813.html
Menu główne:
Warsztaty Artystyczne Młodych Prawników – Jura 2003
Prawnicy i muzy
Sobota – 8 listopada 2003 roku. Mocno zapchany ludźmi ekspres „Beskidy”
ruszył ze stacji Warszawa Centralna w kierunku Śląska z dziesięciominutowym opóźnieniem.
Nie przejmowałem się tym zbytnio bo cel podróży – Zawiercie, to pierwszy przystanek
na Centralnej Magistrali Kolejowej, na którym pociąg się zatrzymywał.
W przedziale komplet pasażerów. Specjalnie im się nie przyglądałem, choć kątem oka
dostrzegłem blondynkę w okularach, która zlustrowała z zaciekawieniem mój bagaż,
zatrzymując dłużej wzrok na futerale ze skrzypcami. Wyciągnąłem walkmana,
założyłem słuchawki na uszy i zatopiłem się w muzyce,
która miała być dla mnie natchnieniem do ewentualnych improwizacji podczas Warsztatów.
Drugi raz spotkały się nasze spojrzenia na stacji w Zawierciu,
gdzie zarówno tajemnicza blondynka jak i ja,
studiowaliśmy godziny odjazdu pociągów powrotnych w kierunku stolicy.
Nie było to jednak nasze ostatnie spotkanie...
Hotel „Villa Verde” na peryferiach Zawiercia stał się miejscem spotkania jurystów, którzy na równi z prawem potrafią się poruszać w krainie sztuki. Organizatorem tegorocznych, dziesiątych już (niektórzy uczestnicy twierdzą, że jedenastych) Warsztatów Artystycznych Młodych Prawników było środowisko prawników skupione w Oddziale w Katowicach ZPP. Do ścisłego kierownictwa należeli i prawników-artystów z całej Polski witali: radca prawny Katarzyna Jabłońska, adwokaci Teresa Kurcyusz-Furmanik oraz Andrzej Skurski. Całością kierowała, z konieczności z daleka, sędzia NSA Ewa Madej.
Tu po raz kolejny spotkałem nieznajomą z pociągu i... natychmiast się poznaliśmy. Jej postać postaram się szerzej zaprezentować nieco później, podczas wieczoru muzycznego.
Wieczór i noc muzyczna czyli...
co komu w duszy gra
Podczas tegorocznych Warsztatów przewodnikiem w krainie Muz był Andrzej Skurski, człowiek o wielkiej kulturze osobistej, wyczuciu artystycznych klimatów i znakomity gawędziarz. Przedstawił Katarzynę Jabłońską, pierwszą z wykonawców sobotniego wieczoru. Z roku na rok Kasia ukazuje coraz lepszy warsztat artystyczny. Jej piosenki wraz z autorskim akompaniamentem na gitarze są przeniknięte dramatyzmem treści i linii melodycznej. Przeżycia słuchaczy potęguje jej niski, lekko wibrujący głos. W swoim recitalu, gdzie nowe piosenki przeplatały się ze starszymi nieco jej przebojami, Kasia zaprezentowała cały swój kunszt i otrzymała rzęsiste brawa.
Następną osobą, która zaprezentowała się tego wieczoru, była Anna Bandosz – owa nieznajoma z pociągu, młoda sędzia Sądu Rejonowego w Olsztynie. Można powiedzieć, że mimo niewątpliwej tremy spowodowanej pierwszym występem na Warsztatach, pokazała się z najlepszej strony. Akompaniując sobie na gitarze zaśpiewała kilka standardów w stylu country, nawiązujących do stylu pieśni śpiewanych podczas znanych wielkich festiwali typu Woodstock, z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku. Charakterystyczny, lekko wibrujący timbre głosu Ani, nieco przypominający głos niezapomnianej Joan Baez, zachwycił słuchaczy. Debiut okazał się bardzo udany a sędzia-artystka obiecała już przyjazd na kolejne Warsztaty.
Następny z kolei artysta nie potrzebował żadnej rekomendacji. Znany od wielu lat z występów na WAMP inżynier Janusz Cubała (żartobliwie nazwany prawnikiem honoris causa) nie zawiódł oczekiwań zgromadzonej publiczności przedstawiając recital poezji śpiewanej. Obdarzony potężnym głosem, no i posturą, potrafił stać się w jednej chwili liryczny tak, że aż czuło się bicie własnego serca. W chwilę później głos jego diametralnie się przeistaczał. Stawał się chrapliwy, męsko mocny – ukazywał pełnię ludzkich przeżyć. Nie mogło obejść się bez bisów.
Barbara Rozmus, emerytowana sędzia Sądu Okręgowego w Katowicach, pokazała się na WAMP po raz drugi. Zadebiutowała w ubiegłym roku w Zakopanem. Wykonała wiązankę znanych melodii i piosenek, akompaniując sobie na keyboardzie. Instrument okazał się być nie zawsze posłuszny użytkowniczce, niemniej ten punkt programu był przejściem od typowej prezentacji dokonań artystycznych do wspólnej, już niezobowiązującej zabawy.
Po kolei włączali się do grania, śpiewania i tańców wszyscy uczestnicy Warsztatów. Sędzia Sądu Okręgowego w Rzeszowie – Janusz Solecki (saksofon altowy), wspólnie z biegłym sądowym Andrzejem Lubasem (śpiew + keyboard) przedstawili kilka standardów jazzowych i muzyki pop. Do nich dołączyłem się (mówiąc nieskromnie) i ja, improwizując nieco na skrzypcach. Wspólna, sympatyczna zabawa, trwała do późnej nocy.
Niedzielne przedpołudnie...
czyli jurajskie zamki we mgle
Po wieczorno-nocnych zmaganiach z Melpomeną organizatorzy Warsztatów zaproponowali uczestnikom aktywny odpoczynek. Ubrani ciepło (bo temperatura powietrza spadła do -5 st. C) i zaopatrzeni w rozgrzewające napoje udaliśmy się autokarem w jedne z najpiękniejszych miejsc na Jurze. Niestety, mglista pogoda spowodowała, że nie mogliśmy napawać się dalekimi widokami wzgórz najeżonych wapiennymi ostańcami, zaś ruiny piastowskich zamków wyłaniały się na kilkadziesiąt metrów przed pojazdem. Pierwszym, do jakiego dotarliśmy, był zamek w Mirowie.
Przypominająca swym kształtem okręt piękna jurajska warownia należy do grupy najbardziej malowniczych tego typu obiektów w naszym kraju. Dziś jest już tylko ruiną, ale szczególnie zamek górny zachował się na tyle dobrze, że bez trudu można wyobrazić sobie, jak wyglądał w przeszłości. Obiekt położony jest na pozbawionym drzew wzniesieniu, dzięki czemu jest doskonale widoczny z dalszej perspektywy. Mimo mgły, a może właśnie dzięki niej, okolica urzekła nas swym baśniowym urokiem.
Po okrążeniu zamku wyszliśmy na ścieżkę grzbietową kluczącą między zwalistymi skałami, przypominającymi niekiedy krajobraz tatrzańskich dolinek reglowych. Idąc raz w górę, raz w dół, po około dwukilometrowej trasie dotarliśmy do kolejnego zamczyska – w Bobolicach. Obecnie z okazałej niegdyś warowni pozostały niewielkie fragmenty zamku górnego, w tym najlepiej zachowana jego wschodnia ściana. Przetrwały też niewielkie szczątki murów obwodowych. Zamek stanowi obecnie własność prywatną, jest ogrodzony i obowiązuje zakaz wstępu. Prowadzone są również prace budowlane polegające na częściowej rekonstrukcji muru zewnętrznego oraz dawnej bramy wjazdowej.
Po spacerze wsiedliśmy z powrotem do autokaru, którym następnie przejechaliśmy kilkanaście kilometrów do miejsca prawdziwie magicznego – zamku w Ogrodzieńcu. Pod względem architektonicznym ogrodzieniecki zamek jest chyba najbardziej interesującą budowlą na całej Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej. Wjazd na dziedziniec prowadzi przez bramę osadzoną w szczelinie między dwiema skałami. Dalej, wraz z przewodnikiem, poruszaliśmy się trasą wiodącą na mury zamczyska, do ich najwyższych partii, by za chwilę znaleźć się w lochach kilkanaście metrów niżej. Tajemnicze, zachwycające swym rozmachem ruiny usytuowane są na najwyższym w całej Jurze wzniesieniu, zwanym Górą Janowskiego (504 m n.p.m.).
Nieco zmarznięci, ale zadowoleni z tego, że poznaliśmy unikalne pod względem krajoznawczym miejsca, wróciliśmy do „Villa Verde”, gdzie czekał na nas ciepły obiad.
Widziane nie tylko przez obiektyw,
czyli pokaz fotogramów, filmów i obrazów
Po sutym posiłku nie mieliśmy wiele czasu na popołudniową sjestę. Plan działań artystycznych był mocno napięty. W hotelowej Sali Wiosennej swoje prace przedstawili prawnicy-artyści spod znaku pędzla i obiektywu. Swoje fotogramy wystawiła, zresztą nie po raz pierwszy, Maria Śliwowska – radca prawny z Gliwic. W swoich pracach przedstawiła przede wszystkim przyrodę Śląska, ale nie tę zdewastowaną przez przemysł, lecz zakątki-niespodzianki, jak na przykład pełen zadumy i tajemnicy zagajnik leżący – wedle słów autorki – tuż obok ruchliwej arterii komunikacyjnej.
Jacek Zieliński – prokurator obecnie oddelegowany do Ministerstwa Sprawiedliwości, ubiegłoroczny debiutant Warsztatów, przedstawił fotogramy z XIV Ogólnopolskiego Rajdu Prawników – Dolomity 2003, który odbył się pod koniec września 2003 roku. Prace dokumentowały m.in. sukces grupy skałołazów, jakim niewątpliwie było wejście najtrudniejszą ferratą (dosłownie: drogą żelazną) w Europie. Ferrata to skalny szlak, ubezpieczony ciągiem stalowych lin lub drabin, wiodących otwartymi, pionowymi ścianami. Ta najtrudniejsza ferrata miała wdzięczną nazwę Pisetta. Oprócz fotogramów Jacek zaprezentował również film ukazujący nie tylko walkę wspinaczy z wysokością, ale również piękno okolic jeziora Garda, na północy Włoch, gdzie impreza katowickich prawników miała miejsce.
Roman Szelągowski – adwokat z Legnicy, mógł się pochwalić fotogramami ze zwycięskiego spotkania z siedmiotysięcznym szczytem Chan Tengri, cześć zdjęć zamieściła Gazeta Sądowa w poprzednim numerze (patrz reportaż na str. 61). Roman zaprezentował także film o tej górze w Kirgistanie, który, co prawda nie jego autorstwa, ukazywał piękno tego szczytu zarówno w różnych porach dnia, jak i w różnych warunkach atmosferycznych. Dodatkowym atutem tego dziesięciominutowego filmu była ścieżka muzyczna: śpiew buddyjskich mnichów.
Jedynakiem w tym roku, reprezentującym sztukę malarską, był Artur Żurawik – asesor z Katowic. Przedstawił wybór dokonań artystycznych zarówno w dziedzinie malarstwa olejnego, jak również rysunku czy pasteli. Pojawił się na Warsztatach po raz pierwszy, choć miewał wcześniej publiczne prezentacje. Jego obrazy przedstawiają przede wszystkim postaci ludzkie, często osób starszych, na których widać piętno przemijającego czasu. Nie są to portrety, artysta maluje z wyobraźni, używa przy tym często agresywnych refleksów barwnych, dodających pracom wewnętrznego niepokoju.
Zemsta Fredry, Zemsta Wajdy, zemsta organizatorów, czyli...
obowiązkowe oglądanie ekranizacji „Zemsty”
Wielką niespodzianką organizatorów stała się prezentacja filmu Andrzeja Wajdy opartego na komedii Aleksandra hrabiego Fredry „Zemsta”. Szczerze powiem, że było to pierwsze moje spotkanie z tą właśnie wersją fredrowskiej komedii. Znałem inną, tę z młodziutką Beatą Tyszkiewicz, Danutą Szaflarską, Ryszardem Baryczem, Tadeuszem Kondratem, Janem Kurnakowiczem i Jackiem Woszczerowiczem. Dlaczego właśnie „Zemsta” na Warsztatach? Pewnie dlatego, że kilka godzin wcześniej zwiedzaliśmy ruiny zamku w Ogrodzieńcu, a właśnie tam były kręcone zdjęcia do tego filmu. Nie jestem krytykiem filmowym i nie mnie sądzić, czy film Andrzeja Wajdy jest hitem, ale na pewno warto było obejrzeć grę głównych bohaterów: Katarzyny Figury, Agaty Buzek, czy Janusza Gajosa, Romana Polańskiego, Andrzeja Seweryna i Rafała Królikowskiego.
Niedzielny wieczór, czyli...
bal pożegnalny
Kolejnym ciekawym posunięciem organizatorów, odbiegającym od tradycji, ale wychodzącym naprzeciw wyzwaniom teraźniejszości, było umiejscowienie balu pożegnalnego pierwszego dnia trwania Warsztatów. Organizatorom chodziło przede wszystkim o zdrowie i dobre samopoczucie uczestników w dniu wyjazdu. Dlatego też tę wyczerpującą imprezę taneczno-konsumpcyjną przenieśli o jeden dzień.
Tańczono przy muzyce mechanicznej, melodie taneczne zostały dobrane w sam raz na okoliczność Warsztatów Artystycznych Młodych (!) Prawników. Były i walce, i tanga, i sporo muzyki disco. Impreza trwała do późnej nocy, lub jak kto woli, do wczesnego poranka.
Poniedziałkowe przedpołudnie, czyli...
Jura w słońcu
Kolejne autokarowo-piesze spotkanie z Jurą Krakowsko-Częstochowską odbyło się w zgoła innych warunkach atmosferycznych. Mimo temperatury bliskiej zera i lekkiego wiatru, panowała piękna słoneczna pogoda. Autokar dowiózł uczestników Warsztatów do parkingu w okolicy Podlesic, leżących u podnóża zwieńczonej koroną potężnych ostańców Góry Zborów. Pierwszym celem była Jaskinia Głęboka. Prawie wszyscy uczestnicy postanowili zejść do czeluści, oczywiście prowadzeni przez przewodnika, zaopatrzeni w latarki i pochodnie.
Do zwiedzania przystosowano około sto metrów jaskini. Najpierw zeszliśmy stromo w dół do pierwszej komory, gdzie jeszcze docierało nieco światła dziennego. Na ścianach i na sklepieniu można było zaobserwować takie twory, jak stalagmity i stalaktyty, mikroskopijnych jednak rozmiarów z powodu bardzo dużej penetracji jaskini przez człowieka. Z pierwszej komory, czołgając się przez dość wąskie przejście, doszliśmy do drugiej komory. Ta była nieco mniejsza od pierwszej, rozwidlała się w dostępne tylko dla grotołazów dalsze korytarze. Kolejnym ciasnym przełazem dotarliśmy napowrót do pierwszej komory i dumni z pokonania jaskini wydostaliśmy się na zewnątrz.
Niebawem jednak zagłębiliśmy się w znajdujący się obok inny otwór tej samej jaskini i po kilkunastu metrach przedostaliśmy się na drugą stronę skał tuż obok pięknych turni o nazwach Dwoista i Kruk. Lasem nieco pod górę dotarliśmy do ciekawego miejsca zwanego Sadek, a będącego swoistego rodzaju schronem dla speleologów i trenujących na okolicznych skałach wspinaczy. Następnie obok ścian Młynarza, Białej Baszty, Wielkiego Młynarza doszliśmy do ciekawego ostańca o nazwie Koguty, leżącego już na tarasie szczytowym Góry Zborów.
Rozpościera się stamtąd piękna panorama Jury z bielejącymi nieopodal skałami Góry Kołoczek, dalej potężnymi Skałkami Rzędkowickimi, a jeszcze dalej widać wieżę zamku w Mirowie, gdzie byliśmy poprzedniego dnia. Na samym horyzoncie wprawne oko znawcy dostrzeże zębatą grań Góry Janowskiego z ruinami ogrodzienieckiego zamku. Ten widok był naszym udziałem i nagrodą za wysiłek przejścia przez jaskinię i podejścia na szczyt. Później już tylko wspólne zdjęcie i nastąpiło zejście do Podlesic, gdzie czekał na nas autokar.
Utrwalone w słowach, czyli...
czas dla tych, którzy piszą lub pisują
Poezja, siostra Muzyki, zawładnęła poniedziałkowym popołudniem uczestników WAMP. Osobą, która obdarowała nas swoimi wierszami, była Janina Furczoń – prezes Sądu Rejonowego w Nowym Targu. Wielkie odkrycie poprzednich, zakopiańskich Warsztatów, nie zawiodła swoich licznych fanów. Przywiozła nowe, pełne ekspresji i tęsknoty za wielkim uczuciem, utwory poetyckie. Każdy wiersz, to zawarta w kilkunastu wersach historia rodzącego się i gasnącego uczucia. Jest w nich wiele osobistych refleksji świadczących o głębi przeżywania i nierzadko cierpieniu. Dziękujemy Ci Jasiu za chwile spędzone sam na sam z Twoją poezją.
Limeryki sędzi NSA Ewy Madej należą od wielu już lat stałym punktem (oczekiwanym przez wszystkich) Warsztatów. Tym razem Ewa nie mogła uczestniczyć od początku w zawierciańskim spotkaniu, mimo że należała do ścisłego grona organizatorów. Powód był bardzo dramatyczny – pożar dachu sądu w Gliwicach, gdzie jest wiceprezesem. Jednak znalazła czas i przyjechała by nie zawieść tych, którzy czekali cały rok na pełne uroku pięciowersowe arcydziełka. Przepraszając, że nie miała czasu, by dopracować limeryki pod względem formalnym, zaprezentowała kilka. A oto dwa z nich:
Wiceprezes ze spalonego sądu
Coraz bliższa jest tego poglądu,
Że (NSA) reformowanie –
To z ogniem igranie
I pokłosie diabelskiego swądu.
W wilii Verde, w jurajskim ogrodzie,
Gitarzystka o hiszpańskiej urodzie,
Ciepły alt –
potem – halt!
I niestety prysznic w zimnej wodzie.
Kolacja w Chacie Regionalnej, czyli...
górale beskidzcy na zimno
Ostatni wieczór Warsztatów zaczął się kolacją w leżącej nieopodal hotelu „Villa Verde” altanie z potężnym grillem. Były smakowite, wysokocholesterolowe potrawy z rusztu i smaczne, żywieckie piwo. Swój program artystyczny zaprezentował rodzinny zespół górali żywieckich pod wodzą Jacentego Ignatowicza. Grali na wszystkim, na czym się dało: ludowych fujarkach, fujarach i fujarzyskach, dudach, skrzypcach, wreszcie (chyba najbardziej ekologicznych) liściach. Mimo, że starali się jak mogli, doskwierające zimno spowodowało, że uczestnicy dość szybko przenieśli się z resztą potraw i napitków spowrotem do hotelu i tam dopiero impreza się rozwinęła.
Do tradycji Warsztatów należy także akordeonowe granie mecenasa Macieja Sławińskiego – dyrektora Biura Prawnego Komendy Głównej Policji, którego nie imają się ostatnie zawieruchy na szczytach władzy tej instytucji, a to z powodu niewątpliwego profesjonalizmu w wykonywaniu swego zawodu. Także melodie i piosenki Maćka spowodowały aplauz publiczności i rozgrzały ją na tyle, że musiał grać długo..., długo.
Jak zwykle także, było jam-session, na którym, już bardzo niezobowiązująco, występowali powtórnie wszyscy ci uczestnicy Warsztatów, których rozsadzała wena twórcza. Tak było zawsze, tak było i teraz i tak będzie w przyszłym roku.
*
Jakie były tegoroczne Warsztaty? Na pewno udane. Może zabrakło nieco więcej poezji, nie dopisali ci prawnicy-artyści, którzy posługują się pędzlem dla wyrażenia swoich przeżyć. Było to spotkanie bardzo kameralne, zaś jeśli chodzi o organizację – bardzo udane. Niektórzy wybrzydzali, że „kiedyś bywały Warsztaty w pałacach i zamkach”, a teraz w ośrodkach wypoczynkowych lub hotelach. Ale takie są realia finansowe i do tych realiów musieli dostosować się organizatorzy. Wybrnęli z tego obronną ręką, gdyż hotel był nam wszystkim bardzo przyjazny.
Na koniec chciałbym podkreślić rolę osób, które przybywają co roku na Warsztaty, by chłonąć ich atmosferę, być kibicem tych, którzy chcą coś pokazać. I tu warto wymienić kilkoro z nich: Irenę Piotrowską – prezesa Sądu Okręgowego w Katowicach; sędzię Sądu Okręgowego w Częstochowie – Barbarę Błaszczyk; Bożenę Nowalską – wiceprezesa Sądu Rejonowego w Jastrzębiu Zdroju; Zofię Markiewicz – żonę Macieja Sławińskiego; małżeństwo prawniczo-lekarskie Halinę i Dariusza Radziszewskich; radcę prawnego Bożenę Kołodziej; mecenasa Elżbietę Burzyńską; kuratora rodzinnego Krystynę Worek. Po raz pierwszy, na razie jako kibice, uczestniczyły w imprezie m.in.: sędzia Izabela Janson oraz notariusz Anna Dańko-Roesler.
Osobną cześć należy złożyć mecenasowi Andrzejowi Josse – wiceprezesowi ZG ZPP, prezesowi Oddziału w Katowicach, bez którego po prostu nie może się udać żadna impreza prawnicza, a także jego żonie Marii, która kryjąc się w cieniu swojego małżonka jest po prostu jego aniołem stróżem.
Następne Warsztaty Artystyczne Młodych Prawników, jak zapowiedziała mecenas Dobromiła Tenerowicz (a dla nas po prostu Miłka), odbędą się gdzieś w okolicach Poznania. W ten sposób po wielu latach Warsztaty wrócą na teren Wielkopolski, a Miłka jako ich gospodyni nie tylko zajmie się organizacją, ale także sama wystąpi jako poetka. W kuluarowych rozmowach słychać było marzenie, by znów zaistniał poetycko-muzyczny dialog między Miłką a Januszem Cubałą, jak to się działo na zamku w Łagowie w listopadzie 2000 roku. Niech tak się stanie...
Krzysztof Bachorzewski
Zdjęcia autora
Reportaż został opublikowany w Gazecie Sądowej nr 12 (114) z grudnia 2003 roku