google0d32ab1f75dbe813.html

Rozmowa z Anną Bodziak - reportaże i wspomnienia

Przejdź do treści

Menu główne:

Reportaże, artykuły > Gazeta Sądowa > 2005

Kryminalistyka z gór pod wodę

z ANNĄ BODZIAK,
prawnikiem, doktorantką,
ratowniczką z Grupy Bieszczadzkiej GOPR,

rozmawia
KRZYSZTOF BACHORZEWSKI


t Jest Pani absolwentką Wydziału Prawa Uniwersytetu w Rzeszowie, obecnie również aplikantem prokuratorskim, ponadto ratownikiem górskim, uprawia Pani płetwonurkowanie. To zresztą ciekawe, bo z jednej strony szczyty gór, z drugiej dna rzek i jezior. Czy wykształcenie wiąże się w jakiś sposób z Pani pasjami pozazawodowymi – o ile w przypadku ratownictwa w ogóle można mówić o hobby?


— Nigdy nie zapomnę, jak pierwszy raz pojechałam w Bieszczady; jeszcze w szkole podstawowej. Była piękna bieszczadzka złota jesień i ja chyba już wtedy zrozumiałam, że góry to mój żywioł, moja pasja, moja wielka miłość. Zawsze miałam szacunek do gór, toteż bardzo szybko nauczyłam się, że rozwaga w górach jest ściśle powiązana z szacunkiem do nich – jeżeli nie będziemy mieli szacunku do gór, to zawsze zlekceważymy niebezpieczeństwa, jakie niosą górskie wędrówki. Tak, GOPR, ratownictwo, jest moją pasją. Trudno mi to opisać słowami. Nie wiem, może fakt, że zostałam ratownikiem, był mi gdzieś, w jakiś sposób pisany? Wykształcenie to nie tylko szkoły, dla mnie wykształcenie oznacza wszystko, czego się w życiu uczymy, od innych i na własnych błędach. Ludzie Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego są pasjonatami, którzy poświęcają każdą wolną chwilę na niesienie pomocy. Nie robimy tego, bo ktoś nam każe, sami dobrowolnie wstępujemy w szeregi GOPR, przechodząc naprawdę ciężkie egzaminy i późniejszy staż kandydacki, mamy wspólną pasję, a wykształcenie nie ma tu nic do rzeczy. Dla Koleżanek i Kolegów na akcji czy na dyżurach jestem ratownikiem, nie ma między nami podziałów i nie sądzę, aby kiedykolwiek powstały. Proszę mi wierzyć, nas, w ratownictwie górskim, łączą szczególne więzy. Jest czymś niezwykłym mieć wokół siebie ludzi, na których zawsze można liczyć i naprawdę życzę tego każdemu!
Ilekroć odkrywam w sobie nowe zainteresowania, to one najczęściej wynikają z wcześniejszych. Tak było z płetwonurkowaniem: gdy znalazłam pierwszy raz pod wodą tak byłam zachwycona, że w ogóle nie chciałam wracać na powierzchnię, mimo że wcześniej bałam się głębokości. Pod wodą odpoczywam psychicznie, ona działa jak masaż – ta przenikająca podwodna cisza, inny świat, w którym czuję się cudownie. Zawsze uważałam, że każdy w życiu musi umieć odreagować swe stresy. Zawsze też uważałam, że nie ma nic gorszego niż życie bez pasji.

t Skończyła Pani prawo, pisząc pracę magisterską na temat sądowo-lekarskich oględzin zwłok. Zdaje się, że niewiele brakowało, a dokonywałaby Pani oględzin moich, po mym zasłabnięciu podczas bieszczadzkiego rajdu prawników, pod Tarnicą, którego to rajdu była Pani uczestniczką. Gdybyście wówczas nie ściągnęli mnie śmigłowcem...


— Gdyby każdy z nas wiedział, wstając codziennie rano, co będzie czekać na niego w ciągu dnia, to życie nie miałoby sensu! Jak mówią: „wypadki chodzą po ludziach”. Widocznie, po prostu, tak miało być, że znaleźliśmy się oboje tam i wtedy. Dla mnie to był sprawdzian moich możliwości. Teoria jest teorią, ale praktyka? W terenie, z konkretną, poszkodowaną osobą? To zupełnie inna sprawa. Wierzę, iż tak w życiu czasami bywa, że ludzie nie spotykają na swojej drodze innych przypadkowo. Z pewnością tak było i w naszym przypadku. Najważniejsze, że wszystko zakończyło się dobrze: gdy tylko dojechali do nas koledzy z GOPR, wiedziałam że tak właśnie się stanie. Ratownicy przyjechali błyskawicznie, wiedząc jak poważna jest sytuacja. Mówiłam wcześniej: życzę każdemu, żeby miał blisko siebie ludzi, na których może zawsze liczyć, tak jak ja mogłam wtedy liczyć na moich kolegów-ratowników!
Panie Krzysztofie, mimo wszystko nie uwierzę, że nie spodobał się Panu później lot śmigłowcem nad Bieszczadami? Naprawdę, życzę sobie i Panu, żebyśmy mieli więcej sytuacji, po których możemy żartować tak jak teraz. Oczywiście, mniej dramatycznych.

t Pracę doktorską pisze Pani nie w Rzeszowie, ale na słynnym Uniwersytecie Jagiellońskim. Zdaje się, że ma to pewien związek z osobą wybitnego uczonego, prof. Tadeusza Hanauska?


— Seminaria doktoranckie rozpoczęłam na Uniwersytecie Rzeszowskim. Obecnie jestem na seminariach na Uniwersytecie Jagiellońskim w Katedrze Kryminalistyki, gdyż piszę pracę pod kierownictwem prof. dr. hab. Józefa Wójcikiewicza na temat „Oględzin miejsca znalezienia zwłok pod wodą”. Kończyłam Uniwersytet Rzeszowski i tam też „zaraziłam” się kryminalistyką na wykładach podczas studiów. Na Uniwersytecie Rzeszowskim obroniłam też pracę magisterską na temat „Oględzin sądowo-lekarskich zwłok”, którą napisałam pod kierownictwem prof. dr. hab. Zbigniewa Sobolewskiego, i to właśnie dzięki tej pracy magisterskiej znalazłam się w gronie laureatów Konkursu Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego im. Profesora dr. hab. Tadeusza Hanauska na najlepszą pacę magisterską z dziedziny kryminalistyki. Uważam, że miałam szczęście w życiu i nadal mam, ponieważ począwszy od pierwszych wykładów na studiach z kryminalistyki aż do dnia dzisiejszego trafiam na wybitnych kryminalistyków. Cieszę się też, że mogę się zajmować w życiu inną – obok gór i wody – pasją, a jest nią bez wątpienia kryminalistyka. Profesor Hanausek to wielka postać tej dziedziny i chylę nisko czoło przed jego dorobkiem naukowym.
Na Uniwersytecie Rzeszowskim nie miałabym promotora, a prawda jest taka, że zawsze chciałam napisać pracę na ten akurat temat pod kierownictwem profesora Wójcikiewicza, gdyż uważam go, podobnie jak i profesora Hanauska, za wybitną osobowość kryminalistyki. Niewątpliwie mam szczęście, ponieważ mogę się wiele nauczyć od takich specjalistów. Podobnie jak od prowadzącego wykłady z kryminalistyki na aplikacji prokuratora Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie, Mariusza Chudzika.

t Jeszcze niedawno prawników brano jak leci, nieomal „z łapanki”. Dziś absolwenci wydziałów prawa i administracji mają coraz więcej problemów ze znalezieniem pracy zgodnej z wykształceniem i aspiracjami. Czy odczuwa to Pani, przepraszam za określenie, na własnej skórze?


— Przy odpowiedzi na to pytanie zachowam się dyplomatycznie. Chciałabym pracować zgodnie z moim wykształceniem i aspiracjami. Jeśli będzie to możliwe – chciałbym zostać w Polsce i pracować w prokuraturze. Jak wspomniałam, w tej chwili odbywam aplikację pozaetatową, czyli bezpłatną, w Prokuraturze Okręgowej w Krośnie. Pozostał mi jeszcze tylko rok. Na szczęście mam rodziców, którzy mi pomagają, za co jestem im niezmiernie wdzięczna.

t Czy jest nadzieja, że po obronie doktoratu będzie Pani mogła przebierać w ofertach zatrudnienia (oczywiście, życzymy jednego i drugiego)?


— Hmm... nie chodzi o to, żebym mogła przebierać w ofertach, ale dziękuję redakcji za takie życzenia. W życiu chciałabym robić coś, co jest moją pasją. Jeśli uda mi się ją połączyć z pracą i życiem rodzinnym, to pewnie będę najszczęśliwszą kobietą na świecie! Ja naprawdę nigdy nie poszukiwałam sobie nowych zainteresowań, jakoś tak same się pojawiały. Ale prawdą jest, że kiedyś, w przyszłości, jak już będę po obronie pracy, chciałabym przede wszystkim zajmować się oględzinami podwodnymi w praktyce, zresztą już teraz staram się praktycznie się nad tym pracować. Chodzi bynajmniej nie o to, aby tworzyć kolejne teorie, ale o to, aby usprawniać standardy postępowań związanych ze zdarzeniami na wodzie i pod wodą. Jest nawet takie powiedzenie: „praktyka boi się zejść pod wodę”, a przecież w niektórych zdarzeniach jest to konieczne. Skądinąd jednak nie mam w zwyczaju robić aż tak odległych planów, bo wiem, jakie jest życie. Trudniej planować, lepiej stopniowo iść do przodu.

t Dziękuję za rozmowę.


Zdjęcia ze zbiorów Anny Bodziak i Krzysztofa Bachorzewskiego

Rozmowa została opublikowana w Gazecie Sądowej nr 6 (132) z czerwca 2005 roku


 
Copyright 2015. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego